Brune Francois - Umarli Mówią Do Nas

July 25, 2017 | Author: 7some_742603219 | Category: Catholic Church, Human Body, Soul, Science, Parapsychology
Share Embed Donate


Short Description

relacje z pogranicza życia i śmierci,sposoby komunikacji.Trzeba czytać przez filtr,wiary...

Description

Francois Brune

UMARLI MÓWIĄ DO NAS Fakty naukowe potwierdzające istnienie transkomunikacji Przełożyła Ewa Wolanska

SPIS TREŚCI Przedmowa 2 Wstęp 2 Rozdział I Nikt nie umiera 4 Rozdział II Śmierć to drugie narodziny 22 Rozdział III Nowe ciało w nowym. życiu 30 Rozdział IV W przedsionkach śmierci 43 Rozdział V Pierwsze kroki w zaświatach 55 Rozdział VI W sercu dobra i zła 73 Rozdział VII Wygnanie do świata nieszczęścia 83 Rozdział VIII Reinkarnacja: ostateczne doświadczenie nieszczęśliwej duszy 92 Rozdział IX Powrót do światów szczęścia 106 Rozdział X Zjednoczenie z Bogiem: ostateczne doświadczenie duszy zażywającej wiecznej szczęśliwości 116 Zakończenie 131 Przypisy 132

1

Przedmowa Książka Umarli mówią do nas - w swej pierwszej wersji - cieszyła się dużym powodzeniem zarówno we Francji, jak i za granicą. Często cytowana, przetłumaczona na siedem języków, stała się już pracą, na którą warto się powoływać. Nie zapomniano w niej o niczym, co najistotniejsze. Wystarczy wymienić najważniejsze tematy: przeżycia z pogranicza śmierci, czyli śmierć kliniczna, doświadczenia poza ciałem, metody porozumiewania się ze zmarłymi (tabliczka ouija, pismo automatyczne, magnetofon, radio, telewizja itp.), bliskie związki żyjących i zmarłych, nawiedzenia, doświadczenia mistyczne, religijne tradycje Wschodu i Zachodu. Sukces książki spowodował, że postanowiłem ją uzupełnić. Prowadząc wykłady, tak we Francji, jak i poza jej granicami, odpowiadałem na pytania pierwszych jej czytelników. Miałem też okazję spotykać specjalistów z dziedzin, którymi wcześniej się zajmowałem. Odkryłem dzięki temu nowe tropy, nowe dokumenty i świadectwa. Każdy z podjętych przeze mnie tematów to świat sam w sobie. Ci, którzy badają przeżycia z pogranicza śmierci, niewiele zazwyczaj wiedzą o transkomunikacji czy piśmie automatycznym. I odwrotnie: znawcy nowoczesnych technik komunikowania się ze zmarłymi nie prowadzą badań nad innymi zjawiskami. W każdym kraju poszukiwania dotyczą innych problemów, a uzyskiwane rezultaty nie wszędzie bywają równie przekonujące. Aby poszerzyć wiedzę, trzeba się wszystkiemu starannie przyjrzeć, a to wymaga podróżowania. Bardzo często badania prowadzone w różnych ośrodkach, z założenia całkowicie odmienne, pozwalają dokonać nieoczekiwanych zestawień, wyciągnąć syntetyczne, wielce pomocne wnioski. Wielkie tradycyjne prawdy, wspólne większości religii, wychodzą z tego wzmocnione. Nie tylko dlatego, że często zyskują potwierdzenie, ale przede wszystkim dlatego, że dzięki nowemu przeformułowaniu stają się bardziej przystępne dla przeciętnego człowieka. Zmienia się też na lepsze nastawienie środowisk naukowych. Pojawia się coraz więcej pomostów łączących naukę z życiem duchowym. Biolodzy i fizycy zaczynają powoli traktować istnienie życia po śmierci jako poważną hipotezę. Jestem więc bardzo szczęśliwy, że mogłem dokonać ponownego podsumowania, wiem bowiem, że wcześniej rzadko udawało mi się odpowiadać na listy czytelników. Mam nadzieję, że znajdą w tym nowym wydaniu - które im dedykuję wyjaśnienia i uściślenia, o które prosili. Jestem im wdzięczny za uwagę, jaką poświęcili mojemu pierwszemu tekstowi.

Wstęp "Myślę, że śmierć jest tylko śmiercią i nie odwołuje się do żadnej ukrytej rzeczywistości. Sądzę, że gdy ktoś umiera, to na dobre, i nie podniesie się za chwilę, niczym aktor na scenie" l. Większość nam współczesnych ciągle jeszcze podpisuje się pod tym zdaniem Jeana Rostanda. Dla nich po śmierci nie istnieje już nic. Ich świadomość ulegnie unicestwieniu. Przybyli z nicości i do niej powrócą. Z nich samych nie pozostanie nic poza kilkoma bezładnymi wspomnieniami w pamięci tych, którym byli bliscy, tu na Ziemi. Nie jest moim zamiarem zastanawiać się, skąd pojawiła się w myśli zachodniej ta niedawno powstała ideologia nicości. Największym skandalem wydaje mi się milczenie, lekceważenie lub wręcz obłożenie cenzurą przez świat nauki i Kościół, z jakim spotkało się niezaprzeczalnie najbardziej niezwykłe odktycie naszych czasów: życie po życiu istnieje i możemy komunikować się z tymi, których nazywamy zmarłymi. Napisałem tę książkę, by spróbować zburzyć ten gruby mur ciszy, niezrozumienia, ostracyzmu, wzniesiony przez większość zachodnich środowisk intelektualnych. Wedle nich dyskutowanie o wieczności jest dopuszczalne, stwierdzenie, że można w niej żyć, staje się już dyskusyjne, a myśl, że można wejść z nią w kontakt, uważane jest za nie do przyjęcia. Jako kapłan i teolog chciałem mieć - jak to się mówiczyste sumienie. Dlaczego wszystkie te świadectwa miałyby być a priori uznane za podejrzane? Gdy treść przekazów i zarejestrowanych rozmów dołącza, jak to wykazuję, do największych tekstów mistycznych wywodzących się z różnych tradycji, nie można mówić o zwykłym zbiegu okoliczności. Z wielką pasją więc śledziłem i analizowałem rezultaty najnowszych badań w tej dziedzinie. Wyniki tych działań przeszły wszelkie moje oczekiwania: nie tylko potwierdziła się naukowa wiarygodność doświadczeń związanych z komunikowaniem się ze zmarłymi, których nie można już podawać w wątpliwość, ale też wspaniałe bogactwo literatury z zaświatów obudziło znów we mnie to, co wieki teologicznego intelektualizmu zdołałyuśpić. Żyjemy w epoce, którą z całą pewnością czeka zmiana niemająca precedensu w całej historii rozwoju duchowego.Trzeba tylko, byśmy zgodzili się wreszcie otworzyć oczy na fundamentalne odkrycie: wieczność istnieje, a żyjący w zaświatach utrzymują z nami kontakt. Pisząc te słowa, widzę już w wyobraźni ironiczne i powątpiewające spojrzenie czytelnika, zapoznającego się z tak niepojętym stwierdzeniem. Racjonalistyczny i pozytywistyczny gorset, w jakim uwięzione są umysły zarówno środowisk naukowych, jak i religijnych, powoduje, że wszystko, co mogłoby mu zagrozić, jest natychmiast odrzucane w otchłań nauk zwanych okultystycznymi lub parapsychologicznymi. Jest to zresztą przyczyna, dla której odkrycie owo nie zostało szerzej

2

upowszechnione. Pamiętajmy jednak, że musiało minąć wiele wieków, zanim przyswoiliśmy sobie odktycia Galileusza. Podobny los czeka prace pionierów nawiązywania kontaktów ze zmarłymi: Jiirgensona, Raudwe'a i wszystkich tych, o których wspominam w niniejszej książce. Jak wiadomo, Kościół żywi jak najdalej posuniętą nieufność wobec tego typu zjawisk. Mówi o wieczności - to prawda - ale nie akceptuje myśli, by ktoś mógł w niej żyć lub nawiązywać z nią kontakt. Ja ukazuję, że nie zawsze tak było. Pojawiają się jednak pierwsze zachęcające sygnały. Teologów-racjonalistów zaczynają - jeśli mogę tak powiedzieć - opuszczać ci, którzy niegdyś budzili ich podziw. Mam tu na myśli naukowców.Teraz bowiem to oni odkrywają, że świat materialny i świat duchowy stanowią jedność i nie można zrozumieć materii bez interwencji ducha. Tak więc napisałem tę książkę, opierając się również na naj nowszych pracach naukowych. Opowiadam się w niej za wiecznością życia duchowego, zyskując częściowe poparcie w najbardziej zaawansowanych badaniach w dziedzinie współczesnej nauki2• Siłą rzeczy - chcąc uszanować dokładne określenia zawarte w przekazach istot żyjących w zaświatach - musiałem posługiwać się słownictwem, które długa tradycja religijnego sentymentalizmu pozbawiła wszelkiego sensu i uczyniła dla wielu zupełnie nieznośnym. Nie mogłem postąpić inaczej. Chcę jednak przypomnieć, że w tej książce wszystkie słowa należące do terminologii religijnej należy traktować nie jak puste skorupy, którymi się stały, lecz jak zupełnie nowe określenia, przetopione w ogniu fantastycznego doświadczenia, jakim jest życie w wieczności. Odbieraj je jak słowa poety - oczyszczone z wszelkich zbędnych naleciałości. Pragnę, byś przeczytał w ten sposób nie tylko najbliższe akapity, ale całą książkę. Zauważ, że zamiast słów pozbawionych swego znaczenia otrzymujesz słowa palące, wykute w ogniu Miłości. Uczyń z tej książki dziennik podróży. Odrzuć - na tyle, na ile to możliwe - swe uprzedzenia. Nie bój się, jeśli ten tekst cię nie odmieni, bardzo szybko je odzyskasz. Czytaj kolejne rozdziały jak historię niezwykłego, lecz prawdziwego odkrycia. Stopniowo ukażą się przed tobą najistotniejsze prawdy, które staną się - życzę ci tego - materią twojego życia: śmierć jest tylko przejściem. Nasze życie trwa nadal, bez jakiejkorwiek przerwy, aż po kres czasów. Zabieramy ze sobą w zaświaty całą swoją osobowość, wspomnienia, charakter. Żyjący w wieczności mówią nam o wszechobecnej sile będącej początkiem wszechrzeczy i końcem naszej ewolucji. Siłę tę nazwano Bogiem. I właśnie tego Boga doznają oni jako osobowej, nieskończonej i bezwarunkowej miłości. Te liczne teksty, bez wątpienia o nierównej wartości, dowodzą nam z całym przekonaniem, że przesłanie miłości i wieczności nie jest ograniczone do swego wyrazu w tekstach kanonicznych, ale ożywiaje tysiące świadectw, z których jedne są bardziej wzruszające od drugich. żaden dogmat nie ma monopolu na Miłość, choć według mnie Miłość ta najlepiej ujawniła się w tradycji chrześcijańskiej. I zawsze się dziwiłem, że ten sam przekaz może wydawać się podejrzany, w zależności od tego, czy wywodzi się, czy też nie, ze zbioru tekstów kanonicznych. Nie jest moją ambicją nikogo przekonywać. Najbardziej głuchy jest ten, kto nie chce słyszeć. Pogodziłem się już z tą głuchotą. Sceptycy żądający dodatkowych "dowodów" niech zechcą skorzystać z licznych materiałów źródłowych. Za ważniejsze uznałem próbę syntetycznego ukazania życia w zaświatach na podstawie rozległej dokumentacji, jaką zebrano do dzisiejszego dnia. Mniej zależy mi na przekonaniu kogoś niż na jego przemianie. Jeśli przeczytasz tę książkę oczyma serca, będziesz odmieniony. Twój umysł spróbuje jeszcze - to jego prawo - zgłaszać zastrzeżenia, ale serce będzie już nawrócone. Główny cel zostanie osiągnięty· Jak się zapewne zorientowałeś, nie zamierzam przyprowadzać do bram Kościoła, często już konającego, gromadki synów marnotrawnych. Dać każdemu możliwość dokonania wspaniałego odkrycia - oto moja ambicja. Jeśli chodzi o resztę - nikt nie jest właścicielem wieczności. Czytając tę książkę, uświadomisz sobie, że żadna chwila spędzona na tym świecie nie zostanie utracona. W każdym momencie możesz stąpać po drodze Miłości. Liczyć się będzie tylko twoja postawa, odruchy twojej duszy, a nie poglądy filozoficzne czy religijne. Tutaj się zatrzymam. Niektórzy czytelnicy może zdecydują się postąpić podobnie. Proszę, zmień zdanie. W nąjgorszym razie stracisz kilka godzin. Stawka - nowe spojrzenie na życie - warta jest tego trudu. Książka ta wzywa żyjących na tym świecie, by nadstawili ucha na słowa wypowiadane przez żyjących po drugiej stronie. Spełni swoją funkcję, jeśli choćby niewielka część ich niezwykłych doświadczeń stanie się twoim udziałem.

3

Rozdział I Nikt nie umiera Pierwsze odkrycie jest chyba najbardziej nieprawdopodobne i szczególnie nas interesuje: otóż mamy wreszcie niewątpliwy dowód na nasze życie po śmierci. Nie myślę tutaj o słynnych przeżyciach z pogranicza śmierci, o których mówi się coraz więcej. Relacje tych, którzy przeżyli śmierć kliniczną, a potem powrócili do świata żywych, podano do wiadomości już w roku 1970, a pierwszą głośną publikacją na ten temat była praca Raymonda Moody'ego, opublikowana w USA w 1975 roku. Będę o niej mówił nieco dalej w tej książce. Teraz wspomnę o jeszcze starszym odktyciu, o którym, niestety, nikt lub prawie nikt nie mówi. Mam tu na myśli bezpośrednie nagrania głosów zmarłych na taśmę magnetofonową. Trzeba zauważyć, że większość prac na ten temat to teksty niemieckojęzyczne i że dziś wiadomości docierają do nas szybciej zza Atlantyku niż zza Renu.

1. F. Jurgenson i C. Raudwe: pionierzy nagrań głosów osób zmarłych Dla Friedricha Jiirgensona wszystko zaczęło się 12 czerwca 1959 roku w okolicach Sztokholmu. Urodził się on w 1903 roku w Odessie, ale w 1943 roku zamieszkał w stolicy Szwecji. Studiował malarstwo i śpiew, a następnie poświęcił się obu tym sztukom jako malarz i śpiewak operowy. Później zdecydował się na produkcję filmów o sztuce. Gdy zrealizował trzy filmy dokumentalne o Pompei, został oficjalnie upoważniony do podjęcia nowych poszukiwań archeologicznych, co pozwoliło mu na kręcenie następnych filmów. W konsekwencji Watykan zlecił mu namalowanie historii badań archeologicznych pod bazyliką świętego Piotra w Rzymie. Przyznano mu nawet wyjątkowy przywilej: miał nakręcić film o bazylice, w którym pojawiłby się papież Paweł VI. Zrealizował jeszcze filmm o cudzie krwi świętego Januarego w Neapolu, a także film o papieżu i jego współpracownikach. 12 czerwca 1959 roku Jiirgenson zamierzał nagrać głosy ptaków w okolicy Sztokholmu. Jakież było jego zaskoczenie, kiedy przy przesłuchiwaniu taśmy usłyszał dźwięk trąbki, który na końcu przechodził w fanfarę. Następnie jakiś męski głos zaczął opowiadać po norwesku o odgłosach ptaków nocnych. Jiirgensonowi wydawało się, że rozpoznaje nawet krzyk czapli. Pomyślał najpierw, że magnetofon się rozregulował. Zaczął się też zastanawiać, czy w pewnych szczególnych okolicznościach urządzenie nie mogło samo czegoś wychwycić, niczym antena radiowa. Oddał więc magnetofon do naprawy, ale nadal był zaintrygowany. Taki zbieg okoliczności wydawał mu się naprawdę dziwny. Miesiąc później, kiedy pracował nad audycją radiową o rosyjskiej księżniczce Anastazji, jakiś głos zaczął opowiadać mu po niemiecku o Rosji i zawołał go po imieniu. Innym razem po włosku: "Frederico". Głosy te mówiły mu także: "Jesteś obserwowany, każdego wieczoru szukaj prawdy". Przy przesłuchiwaniu taśmy głosy te były jedynie cichym szeptem. Jiirgenson musiał nawet przyzwyczaić ucho, by móc je słyszeć. Jednakże zmęczenie wzięło górę nad ciekawością i postanowił przerwać wszystkie te próby. Była jesień 1959 roku. Jiirgenson niejednokrotnie doświadczał wówczas halucynacji słuchowych. Miał tak uwrażliwione ucho, że wydawało mu się, iż wszędzie rozpoznaje słowa lub strzępy zdań: w szumie deszczu, w szeleście papieru ... I zawsze pojawiały się te same zwroty: "Słuchaj, utrzymaj kontakt, słuchaj". Jiirgenson powrócił do swoich prób. Odbierał jednak tylko dziwaczne, nie składne przekazy. Wierzył nawet przez pewien czas, że ma do czynienia z UFO. Ale ponieważ nie znajdował żadnego potwierdzenia, gotów był zrezygnować, nie mogąc niczego zrozumieć. I właśnie wtedy, gdy już miał wyłączyć magnetofon, usłyszał: "Poczekaj, proszę, poczekaj, słuchaj nas". Tych kilka słów zmieniło jego życie. Od tego momentu nigdy nie przerwał badań i poświęcił im się całkowicie. Wkrótce potem pośród wielu głosów rozpoznał głos matki, która zmarła cztery lata wcześniej. Wszystkie hipotezy, jakie brał pod uwagę, by znaleźć wyjaśnienie, rozwiewały się jedna po drugiej. Stopniowo narzucał mu się oczywisty wniosek: istotnie otrzymywał bezpośrednie przekazy z zaświatów. Wiedząc, że badacz jest poliglotą, głosy te używały w jednym zdaniu słów z rozmaitych języków, czego nie spotyka się w żadnym programie radiowym. Usiłowały dać się poznać na wszelkie sposoby, mówiąc mu o rodzinie, o pracy, przedstawiając się jako zmarli z jego rodziny, przyjaciele, znajomi. "Powtarzało się to co dzień - pisze Jiirgenson - i powoli zyskiwało moc najprawdziwszej prawdy, opartej na faktach. To była prawda, rzeczywistość, która mogłaby rozerwać na strzępy zasłonę dzielącą nas od zaświatów i w jednej chwili pogodzić nasz świat z tamtym, przerzuciwszy most nad przepaścią. W żadnym razie nie chodziło o sensację. Byłem po prostu zobowiązany do tego wysiłku, wielkiego i uporczywego wysiłku budowania mostu między naszym światem a tamtym. Jeśli stanąłbym na wysokości zadania, może zagadka śmierci zostałaby wyjaśniona dzięki technice i fizyce. Dlatego nie mogłem się wycofać. Pogodziłem się nawet z tym, że wielu obrazów nigdy nie namaluję i nigdy nie dokonam wszystkich prac archeologicznych w Pompei l . Bardzo szybko Jiirgenson otoczył się dyskretnymi i godnymi zaufania współpracownikami, by dalej móc prowadzić po-

4

szukiwania. Wśród nich był przede wszystkim doktor J. Bjorkhem, szwedzki parapsycholog, i Arne Weisse ze szwedzkiego radia, a także pięciu innych obserwatorów. Pierwsze spotkanie w rozszerzonym gronie zostało częściowo nagrane na płytę, którą później dołączono do książki Jiirgensona. Całe nagranie przekazano w 1963 roku do Instytutu Parapsychologii, którym na uniwersytecie we Fryburgu kierował Hans Bender. Latem 1964 roku instytut ten wraz z Jiirgensonem rozpoczął współpracę z Deutsche Institut fur Feldphysik w Northeim i z Instytutem Maxa Plancka w Monachium. Pierwsze wspólne testy przeprowadzono w Northeim, kontynuowano je w październiku 1965 roku w Nysund w Szwecji i znów w Northeim od początku maja 1970 roku, zawsze w obecności Hansa Bendera, lecz z nowymi współpracownikami. Do grupy dołączył inżynier z zespołu badań akustycznych centralnego biura technik telekomunikacyjnych w Berlinie. Na tym etapie pracy paranormalne źródło tych głosów uznano z naukowego punktu widzenia za bardzo prawdopodobne 2• Były to dopiero początki. Wkrótce pojawiła się nowa grupa nowych badaczy, z których wielu poświęciło tej pracy znaczną część życia. Constantin Raudive, urodzony na Łotwie w 1909 roku, opuścił kraj w wieku dwudziestu dwóch lat. Po studiach w Paryżu, Salamance, Londynie i długim pobycie w Hiszpanii osiadł w roku 1944 na stałe w Uppsali w Szwecji. Był poliglotą i wybitnym tłumaczem literatury hiszpańskiej na język łotewski, pisarzem i głęboko uduchowionym filozofem. Tragiczne wydarzenia wojenne w Europie stały się jego obsesją. Podobnie jak Jiirgenson, niezwykłą możliwość komunikowania się ze zmarłymi odkrył zupełnie przypadkowo. "Pewnego dnia, pod koniec 1964 roku, musiał niespodziewanie wyjść z domu [ ... J Kiedy wrócił, zorientował się, że zapomniał wyłączyć magnetofon. Chciał usłyszeć początek nagrania [ ... J i nagle ze zdumieniem usłyszał: 'Kosti, Kosti!'. Był to głos jego matki. Wołała go, używając, podobnie jak uczyniła to matka Jfugensona, czułego zdrobnienia z przeszłości"3. Gdy w roku 1965 usłyszał o doświadczeniach Jiirgensona, zaprosił go do Uppsali, by mogli porównać rezultaty. Aż do śmierci we wrześniu 1974 roku nie zaprzestał nagrywania głosów. Jean Prieur zapewnia, że uchwycił ich w ten sposób ponad siedemdziesiąt tysięcy. Raudive zawsze dążył do tego, by doskonalić metody pracy i weryfikować otrzymywane wyniki. Pozostawał w kontakcie ze szwajcarskim fizykiem Alexem Schneiderem, z katolickim teologiem Gebhardem Freiem, prałatem Pfiegerem, z technikami radiowo-telewizyjnymi Theodorem Rudolphem i Norbertem Ungerem. W 1968 roku opublikował książkę pod tytułem UnhOrbares wird hOrbar (Nie słyszalne staje się słyszalne) 4 • Franz Seidl, inżynier z Wyższej Szkoły Technicznej w Wiedniu, laureat nagrody Paula Getty'ego za prace w dziedzinie energii, wynalazca licznych urządzeń oraz honorowy członek europejsko-amerykańskiego centrum badań Eurafok, zbudował dla Raudive'a psychofon, aby ułatwić mu nagrywanie głosów. Wymyślił również tzw. psitron, pozwalający zmarłym nanosić na taśmę magnetofonową odgłosy uderzeń, których nie słychać w czasie nagrywania, a które, zgodnie z umową, mogłyby dawać odpowiedź na stawiane pytania. Ojciec Leo Schmid, katolicki proboszcz z Oeschgen w Szwajcarii, autor książek dla młodzieży, starał się w prasie, w radiu i telewizji, a także na różnych konferencjach rozpowszechniać informację, że zmarli mogą udzielać nam odpowiedzi! Lektura książek Jiirgensona i Raudive'a zachęciła go do podjęcia własnych badań. Udał się nawet do Raudive'a, by nauczyć się posługiwania niezbędnymi urządzeniami. Jednak przez sześć tygodni nie odniósł żadnego sukcesu. W końcu pewnego dnia usłyszał najpierw silne, rytmiczne uderzenia, a potem cichy głos. Od tej pory codziennie, aż do śmierci w 1976 roku, mógł nagrywać głosy. Podczas około stu seansów zarejestrował dwanaście tysięcy pięćset głosów mówiących do niego w dialekcie szwajcarskim, po łacinie, niemiecku, francusku i angielsku. Wielu rozmówców podawało mu imię i z biegiem czasu zaczął rozpoznawać ich po głosie. Podzielił wszystkie przekazy wedle ich autorów, dzięki czemu mógł stwierdzić, że każdy z nich powracał uparcie do tych samych tematów, obracał się w świecie własnych upodobań. I tak "brat Mikołaj" cały czas mówił o konieczności modlitwy i spokoju wewnętrznego. Przekazywał słowa zachęty: "My ci pomożemy!" i prawie ponaglał: "Wierz jeszcze mocniej, módl się ... kochaj" 5. Czasami ksiądz Schmid odbierał wołanie o pomoc. Niektórzy zmarli prosili go o modlitwę. Inni próbowali zasiać w nim niepokój: "Przybyliśmy, aby niszczyć". Informowali, że ten czy inny zmarły jeszcze śpi. Jakiś głos jęczał: "Jesteśmy ukarani, udręczeni". Inny, przeciwnie, wołał: "Tutaj zawsze otacza nas światło!". Albo też: "Stan szczęścia, radości, tańca i uniesienia". Tak oto rąbek zasłony zaczynał się uchylać! Niekiedy głosy uprzedzały księdza Schmida o mających nastąpić zdarzeniach. Dowiadywał się na przykład sześć dni wcześniej, że otrzyma list od pewnej osoby, której imię głosy mu podały, a o której nic nie wiedział. Zdarzało się, że prosił o rady dotyczące jego pracy duszpasterskiej. Nie na wszystkie pytania dostawał odpowiedź. Jeśli był zbyt ciekawy, głosy odpowiadały: "Pytanie zabronione" lub po prostu: "Poszukaj sam odpowiedzi". Amerykański inżynier George Meek, członek Akademii Nauk w Nowym Jorku, amerykańskiego Stowarzyszenia Inżynierów Mechaników i klubu inżynierów, właściciel wielu patentów, odszedł na emeryturę w wieku sześćdziesięciu lat. Dorobiwszy się niewielkiej fortuny dzięki swoim pomysłom, mógł swobodnie poświęcić się badaniom nad człowiekiem i jego losem. Był rok 1970. Meek odbył już cztery podróże dookoła świata i miał za sobą osiemnaście wyjazdów do Europy, Mryki,

5

Australii, Ameryki Południowej, Chin i wszystkich piętnastu republik ZSRR. Zabierał ze sobą fizyków, psychiatrów, parapsychologów, chcąc odnaleźć dawne wielkie tradycje, które mogłyby kryć w sobie część prawdy, jakiej szukał 6• Podczas jednego ze spotkań interdyscyplinarnych, jakie zorganizował w Filadelfii, osoba będąca medium oznajmiła, iż otrzymała przekaz od jednego ze zmarłych naukowców. Naukowiec ten proponował, że pomoże technikom i inżynierom żyjącym na ziemi w stworzeniu urządzeń elektromagnetycznych umożliwiających nawiązanie kontaktu między dwoma poziomami egzystencji. Było to marzenie Meeka: przy pomocy medium zdolnego zrozumieć naukowe wyjaśnienia pragnął skontaktować się ze zmarłymi uczonymi, żeby zbudować urządzenia, które w przyszłości pozwoliłyby mu zrezygnować z mediumicznego pośrednictwa. W końcu udało mu się spotkać medium, które spełniało wszystkie jego oczekiwania: człowieka o indiańskich korzeniach, wielkodusznego, dziwnego, upartego i bezinteresownego aż do heroizmu Billa O'Neila. Bill nawiązał kontakt najpierw z niejakim Doc Nickiem, zmarłym pięć lat wcześniej, potem z Georgem Milllerem, znanym fizykiem, nieżyjącym od 1967 roku. Bill miał dar jasnowidzenia, mógł więc ich widzieć i słyszeć bez użycia jakiegokolwiek aparatu. Jednakże dopiero 27 października 1977 roku udało mu się zarejestrować bezpośredni dialog. Głos zmarłego był słyszany przez głośnik i równocześnie nagrywany na taśmę. Była to bardzo krótka rozmowa, dość uboga w treść, ale mimo wszystko rozmowa. Później, mimo usilnych poszukiwań, nastąpiła długa cisza. Wreszcie 22 listopada 1980 roku Billowi znów udało się nawiązać bezpośredni dialog, tym razem z Georgem Milllerem. Zarejestrowano trzynaście minut doskonale słyszalnej rozmowy. I potem znów nastała cisza. Sukces ten - choć nie został powtórzony - zupełnie wystarczył, aby przekonać większość umysłów dobrej woli, ale nie środowiska naukowe, z zasady bardziej sceptyczne. Meek chciał znaleźć prawdziwy sposób komunikacji, regularny, godny zaufania, możliwy do wielokrotnego powtórzenia, poddający się znanym naukowym kryteriom oceny. Ale właściwa porajeszcze nie nadeszła. We wszystkich dziedzinach poszukiwań bywa tak, że sukces, który wydaje się w zasięgu ręki, nagle się wymyka. Postęp nie zawsze dokonuje się w sposób równomierny. W rzeczywistości zjawiska te nie pojawiły się w sposób tak nagły i nieoczekiwany, jak mogłyby sugerować pierwsze ich opisy. Teraz, kiedy są już dość szeroko znane, zaczynamy dostrzegać związki między pracami różnych badaczy lub też między pewnymi niewyjaśnionymi wydarzeniami. Już Thomas Edison, wynalazca fonografu, podjął prace w tej dziedzinie. Harold Sherman, założyciel Towarzystwa Badań nad Postrzeganiem Pozazmysłowym, zaznacza w swej ostatniej książce 7, że w 1947 roku Attila von Szala y nagrał na płytach niewyjaśnione szmery. W 1950 roku w Chicago John Otto, pracując z grupą radioamatorów, pochwycił dziwne sygnały niewyjaśnionego pochodzenia, wypowiadane w kilku językach, a nawet śpiewane. Mniej więcej w tym samym czasie inny Amerykanin, John Keel, pracując nad zagadnieniem UFO, odnotował pojawienie się nieznanych głosów na nagraniach wojskowych i cywilnych. Ten sam autor w innej książce pisze o raportach wojskowych w Skandynawii, gdzie już w latach trzydziestych niepokój władz budziły niezidentyfikowane głosy. Poszukiwania, jakie podjęto w Niemczech w nazistowskich archiwach, wykluczają raczej ich pozaziemskie pochodzenie. Wiemy też już dzisiaj, że podczas pierwszych audycji radiowych Guglielmo Marconi usłyszał dziwne zakłócenia, głosy o nieznanym pochodzeniu. Ponieważ jednak w owym czasie nie zamierzał nawiązywać kontaktu z zaświatami, nie zainteresował się tym zjawiskiem i nie próbował go wyjaśnić. Dopiero ojciec Agostino Gemelli, założyciel Katolickiego Uniwersytetu w Mediolanie i ówczesny rektor Akademii Papieskiej, przez przypadek nagrał po raz pierwszy doskonale słyszalny głos. Było to 17 września 1952 roku. W laboratorium fizyki doświadczalnej znajdował się razem z Gemellim ojciec Pellegrino Ernetti. Bardzo dobrze przypomina sobie to wydarzenie. Opowiedział mi o nim, gdy odwiedziłem go w klasztorze San Giorgio Maggiore w Wenecji. Pracowali wówczas wspólnie nad montażem nagrań, by wyeliminować z nich pewne tony. Używali w tym celu oscylografu i starych magnetofonów szpulowych, w których nośnikiem był stalowy drut. Drut ciągle się rwał, urządzenie wymagało co chwilę naprawy, tracili więc dużo czasu. Od wielu lat, od śmierci ojca, w trudnej sytuacji ojciec Gemelli miał zwyczaj zwracać się do niego z czułą prośbą: "Tato, pomóż mi!". A przy tej pracy okazji do pomocy nie brakowało. Gdy więc drut znów się zerwał, ojciec Gemelli, próbując go naprawić, jak zwykle poprosił zmarłego o pomoc. I wówczas, włączywszy naprawione urządzenie, zamiast nagrania śpiewu gregoriańskiego usłyszał wyraźnie słowa: "Oczywiście, że ci pomagam, jestem zawsze z tobą!". W pierwszym momencie ojciec Gemelli był bardzo przerażony. Zaczął się trząść i oblewać potem. Zachęcony jednak przez ojca Emettiego, zawołał po raz drugi. I znów ten sam głos odpowiedział wyrażnie i nieco ironicznie: ,,Ależ tak, głuptasie, czy nie widzisz, że to właśnie ja?". "Głuptasie" - tak zazwyczaj czule nazywał go ojciec. Obaj zakonnicy czym prędzej donieśli o tym wydarzeniu papieżowi Piusowi XII, który uspokoił ojca Gemellego: "Mój drogi ojcze, proszę się nie niepokoić. To, co się wydarzyło, jest faktem ściśle naukowym i nie ma żadnego związku ze spirytyzmem. Magnetofon jest narzędziem obiektywnym, które nie może ulec sugestii, wychwytuje i nagrywa wibracje dźwiękowe niezależnie od tego, skąd pochodzą. To doświadczenie być może da początek nowym badaniom naukowym, które potwierdzą wiarę w życie pozagrobowe" 8. Zaczynamy więc rozumieć, że w miarę rozwoju techniki pojawiały się nowe środki komunikacji, na które zmarli czekali

6

niecierpliwie. Przed Jiirgensonem dokonano wielu innych nagrań, ale często były one przypadkowe i nie zapoczątkowały systematycznych badań. Niektóre leżały długo niezauważone i zajęto się nimi dopiero wtedy, gdy zjawiskiem zainteresowały się szersze kręgi (przynajmniej za granicą). Przesłuchując dziś stare taśmy (na przykład z rodzinnych uroczystości), wtajemniczeni o czulszym uchu często ze zdumieniem rozpoznają głosy zmarłych członków rodziny, którzy, choć niewidzialni, byli zapewne obecni na uroczystości i komentowali wydarzenie 9• Przynajmniej jeszcze raz dał się wyraźnie słyszeć inny głos, i to kilka miesięcy przed przygodą Jfugensona. Wydarzenie, do którego doszło w maju 1959 roku, warte jest przytoczenia. Sidney Woods był wówczas z przyjaciółką u pewnego medium w Londynie, by nagrać jego słowa. Nagle dał się słyszeć inny głos. ,,z trudem i powoli - jak precyzuje Jean Prieurlo- głos ten powiedział: 'Dzień dobry wszystkim, tu Jego wielebność Lang!'. Arcybiskup Canterbury zmarł w 1945 roku. Głos wydawał się dochodzić z prawej strony, z miejsca odległego o metr od głowy medium. Co najbardziej niezwykłe, dał się słyszeć i równocześnie nagrywał się na taśmę; odbyło się to więc nieco inaczej niż w przypadku opisanym powyżej. Głos stawał się stopniowo "pełniejszy, szybszy i podyktował dwudziestominutowy przekaz, w którym arcybiskup podkreślał tak wartość, jak i niebezpieczeństwa spirytyzmu". Ci wszyscy, którzy znali dobrze arcybiskupa Langa i słuchali tego nagrania, mieli wrażenie, że istotnie był to jego głos. Przewielebny John Pearce Higgings, wikariusz z Putney, rozpowszechnił je nawet w angielskiej telewizji. Niektórzy ludzie z reguły odrzucają wszystko, czego dowiadują się za pośrednictwem medium. Wielką zaletą nagrań magnetofonowych jest to, że wszyscy mogąje usłyszeć, nie mając szczególnego daru. A choć zdolności mediumiczne wydają się ułatwiać nagrania, nie są jednak niezbędne. Wystarczy dobra aparatura i dużo cierpliwości. Wieść o tych wydarzeniach rozchodziła się bardzo powoli. Nieufność i strach przed ośmieszeniem paraliżowały wszelkie działania. Pierwsza konferencja na ten temat odbyła się w Horb nad rzeką Neckar wiosną 1972 roku. Drugą zorganizowano w kwietniu 1973 roku w tym samym mieście. Następną zaś w Caldarola, we Włoszech, w czerwcu tego samego roku. Wzięli w niej udział dziennikarze włoskiej prasy i telewizji. Do kolejnego spotkania doszło znów w Horb w kwietniu 1974 roku. Tym razem zainteresowała się nim telewizja niemiecka. A potem był jeszcze Diisseldorf (stu trzydziestu uczestników) i znów Horb w kwietniu 1975 roku. Począwszy od tego momentu, zaczęły powstawać liczne stowarzyszenia badaczy w Niemczech, Szwajcarii, Austrii, Stanach Zjednoczonych, Włoszech, a teraz nawet we Francji 2. Uznałem, że powinienem koniecznie opowiedzieć o początkach tej wspaniałej przygody, która zresztą dopiero się zaczyna. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać, iż zajmują się tą dziedziną ludzie kompetentni i poważni. Jak jednak wyjaśnić fakt, że takie odkrycie, o wiele wspanialsze niż dotarcie człowieka na Księżyc, jest dziś tak mało znane? Jednym z powodów jest bez wątpienia sceptycyzm naukowców. Uznać z dnia na dzień, że śmierć nie jest śmiercią, że zmarli nadal żyją i mają się dobrze, że co więcej - kontaktują się z naszym światem, to zbyt wiele. Wysuwano wszystkie możliwe hipotezy, co z naukowego punktu widzenia jest zupełnie normalne. Żadna z nich nie mogła się ostać, trzeba było poddać się oczywistości i przyjąć, że to naprawdę zmarli do nas mówią. Na co więc owi naukowcy czekają? Ale tu właśnie widać, jak głęboka jest nauka Chrystusa, kiedy to w przypowieści o Łazarzu i bogaczu Abraham nie chce posłać Łazarza na nasz świat, by wyjaśnił braciom bogacza, co dzieje się po śmierci: "," bo choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą" (Łk 16, 31). Coraz mocniej jestem przekonany, że każdy wierzy w to, w co chce wierzyć - argumenty naukowe lub rozumowe wcale nie są decydujące i najważniejsze. Jest to tym bardziej uderzające, że zjawisko nagrywania głosów osób zmarłych zależy od wielu szczegółów technicznych, które - jak mi się wydaje - powinny przyczynić się do obalenia wszystkich innych, bardziej przyziemnych hipotez. Jeśli na przykład w czasie nagrywania taśma przesuwała się z prędkością 9,5, przy przesłuchiwaniu można było rozróżnić w tych samych miejscach trzy, a nawet cztery głosy osób zmarłych: jeden przy prędkości 9,5, inny przy prędkości przyspieszonej 19, z innym tekstem, wypowiadanym jednak z normalną prędkością, jeszcze inny mówiący z prędkością normalną, ale słyszalny przy przesuwaniu taśmy w rytmie zwolnionym, to znaczy z prędkością 4,75; i czasem, co pozostaje największą zagadką, można było stwierdzić obecność czwartego głosu, zarejestrowanego w sposób normalny, słyszalnego przy cofaniu taśmy. W laboratoriach dźwiękowych przeprowadzono wiele badań, by zrozumieć to zjawisko - niezależnie od paranormalnego pochodzenia głosów - ale tajemnica pozostaje nadal niewyjaśniona. Instynktowna wrogość ludzi Kościoła z pewnością także odgrywa pewną rolę w niemal powszechnym przemilczaniu tej wielkiej nowiny. Nie do zniesienia wydaje im się myśl, by wiara nie byłajuż niezbędna do uznania życia pozagrobowego; aby mogły ją zakłócić najzwyklejsze urządzenia tranzystorowe. Nie chodzi oczywiście o to, by skłonić hierarchię Kościoła do zajęcia oficjalnego stanowiska w sprawie autentyczności tych zjawisk. Nie miałoby to żadnego sensu, gdyż problem nie leży bezpośrednio w jej kompetencjach. Jest to przede wszystkim problem naukowy i techniczny. Ale hierarchia nie jest całym Kościołem. A poza tym wydaje się, że najwyższe władze kościelne, nie angażując się wprost (czego zresztą nie powinny robić), bardzo uważnie śledzą przebieg tych badań i wielokrotnie wyraziły zainteresowanie ich przebiegiem. Jak widzieliśmy, były arcybiskup Canterbury bez wahania pozwolił, ażeby jego głos słyszano za pośrednictwem medium.

7

Pragnął mówić o spirytyzmie, nie potępiając go z góry. Inny ksiądz katolicki, ojciec Leo Schmid, poświęcił wiele swojego cennego czasu podobnym badaniom. Prałat Karl Pfleger, proboszcz z Behlenheim w Alzacji, pilnie śledził prace Constantina Raudive'a. Ale co jeszcze ważniejsze dla katolików, papież Paweł VI był bezpośrednio informowany przez Jiirgensona o badaniach w tej dziedzinie przy okazji kręcenia fllmu o Watykanie. Nie przeszkodziło to wcale papieżowi odznaczyć Jurgensona Orderem Świętego Grzegorza Wielkiego, chociaż Jurgenson nie był nawet katolikiem. W 1970 roku sam Watykan utworzył katedrę badań parapsychologicznych, a także zespół, który jesienią 1970 roku na trzecim międzynarodowym kongresie Imago Mundi przedstawił referat na temat głosów z zaświatów. Oficjalnie zachęcony przez Watykan, zespół kontynuował badania 13• Powiedział mi o tym sam ojciec Andreas Resch, redemptorysta, kiedy złożyłem mu wizytę w Innsbrucku, w Instytucie Parapsychologii, którym kieruje. To on jest odpowiedzialny za publikację Imago Mundi i prowadzi w Rzymie wykłady na temat zjawisk paranormalnych. On także (wraz z trzema innymi księżmi) zabrał głos na szóstym międzynarodowym kongresie Ruchu Nadziei (Movimento della Speranza), który odbył się w dniach 18-20 września 1992 roku. Ruch ten gromadzi wielu rodziców, którzy stracili dzieci, i podczas konferencji poświęca się dużo uwagi nagranym przesłaniom 14. Tak więc mniemanie, że Kościół katolicki sprzeciwia się tego typu przekazom, może wynikać wyłącznie z braku informacji. W tym względzie mogę jedynie ubolewać nad ojcem Jeanem Vemettem, próbującym wymazać przynależność religijną duchownych, którzy odgrywali albo jeszcze odgrywają ważną rolę w tym fantastycznym odkryciu. I tak ojciec Leo Schmid staje się "Leonem Schmidem, obywatelem szwajcarskim" 15. Nieco dalej ojciec Pellegrino Ernetti, pewien znany naukowiec, a także dawny doradca II Soboru Watykańskiego stają się "włoskimi wykładowcami uniwersyteckimi" 16 • W ten sposób czytelnik może dojść do przekonania, iż istnieje zasadnicza sprzeczność pomiędzy tradycyjną nauką Kościoła a tego typu badaniami. Ze swej strony ubolewam raczej nad milczeniem i niewiedzą zbyt wielu ludzi Kościoła we Francji, ale sprzeczności nie widzę. Tym, co stanowi dla mnie zasadniczy problem, jest nie sam kontakt z zaświatami, ale treść przekazów. Dodałbym jeszcze, że jeśli nasi "niebiańscy rozmówcy" odmawiają odpowiedzi na niektóre pytania, co zdarza się dosyć często, jest to znak, że pozwoleń na te rozmowy udziela "instancja wyższa" i pozostają one nieustannie pod jej kontrolą. Wiele głosów zapewnia nas, że wszystko to stanowi część Bożego planu, będzie się nadal rozwijać i zostanie uzupełnione obrazem ciała duchowego zmarłych. Niedługo więc będziemy nie tylko słyszeć, ale i widzieć mieszkańców zaświatów! Ale to jeszcze daleka droga. Natrafiamy tu prawdopodobnie na dodatkową przyczynę tak małego upowszechnienia tej wielkiej nowiny. Nagrywanie głosów na taśmę magnetofonową dobrze się sprawdza, ale nie jest łatwe, a zwłaszcza nie przebiega regularnie. Czasem głosy słychać niezwykle wyrażnie, z pełną intonacją, z jasną wymową, tak że wszyscy mogą słyszeć tekst i zrozumieć go bez żadnego przygotowania. Jednak często zdarzają się zaledwie ciche szepty, co sprawia, że na starych kasetach - jeśli nie wiedziało się nic o tym zjawisku - można było ich nawet nie zauważyć. W wielu przypadkach, dla większej pewności, taśmę odsłuchuje się nie w grupie, lecz pojedynczo, w oddzielnym pokoju, i każdy notuje to, co wydaje mu się słyszalne i zrozumiałe. Wymaga to zawsze dużo cierpliwości i wytrwałości. Jednak środki techniczne stają się coraz doskonalsze. Wspomnieliśmy już, że Constantin Raudive wynalazł psychofon, by ułatwić komunikację ze zmarłymi. Jedna z niemieckich firm magnetofonowych dostarcza na zamówienie model magnetofonu dostosowany do tego typu nagrań. W bardzo wyczerpującej książce Hildegard SchMer opisuje dziewiętnaście różnych metod wychwytywania głosów z zaświatów. Wydaje się, że korzystne jest wytwarzanie pewnych dżwięków w pokoju, w którym dokonuje się nagrań. Nierzadko bywa, że hałasy te, doskonale słyszalne podczas nagrywania, całkowicie lub częściowo znikają przy przesłuchiwaniu. I tak podczas jednego z nagrań Jurgenson odnotowuje sześć wyraźnych szczeknięć psa. Przy przesłuchiwaniu taśmy były słyszalne już tylko dwa. Wibracje akustyczne pozostałych szczeknięć zostały wykorzystane przez naszych drogich zmarłych do utrwalenia na taśmie własnych głosów. Inne sprzyjające dżwięki to na przykład hałasy dochodzące z ulicy, monotonny szmer fontanny lub audycja radiowa w nieznanym nam języku. W swej książce Hildegard SchMer opisuje szczegółowo, jak przygotować się do nagrywania głosów zmarłych, w jaki sposób wyćwiczyć swoje zdolności słuchowe. Jednak bez wątpienia najlepiej jest dołączyć do grupy, w której przynajmniej parę osób ma już pewne doświadczenie w nagrywaniu i słuchaniu. Ostatnią przyczyną niemal powszechnej obojętności jest fakt - i trzeba to uczciwie przyznać - że treść owych nagrań jest bardzo często zniechęcająca. Nie dlatego, że świat, w którym żyją umarli, jest nie ciekawy, ale dlatego, że prawie wcale o nim nie mówią. Kosmonauci, którzy wylądowali na Księżycu, dzielili się z nami swymi wrażeniami. Opowiadali o swoim wzruszeniu, o tym, że podziwiali blask Ziemi widzianej z Księżyca, że zabawnie było poruszać się w olbrzymich podskokach przy najmniejszym odepchnięciu się od gruntu itp. Nasi rozmówcy z zaświatów nie wysyłają nam żadnego szczegółowego raportu o warunkach nowego życia. Zapewne nie wolno im udzielać tego typu informacji. Ale zobaczymy, że można dowiedzieć się wielu rzeczy zupełnie innymi metodami. Są one jednak mniej pewne. A ten najbardziej bezpośredni sposób nie zdradza nam jeszcze zbyt wiele. Ojciec Schmid próbował sporządzić listę tematów, które pojawiały się w rozmowach. Stwierdził, że interesujący tekst może niekiedy stanowić do sześćdziesięciu procent całości nagrania, ale średnio nie przekracza piętnastu procent. Porównuje

8

on to do poszukiwania złota, kiedy zbiera się zazwyczaj dużo piasku, ale znajduje tylko odrobinę cennego kruszcu 17. Lecz jesteśmy dopiero na początku drogi. Wydąje się, że na pierwszym etapie zmarłym chodziło o to, byśmy uznali, iż kontakt został rzeczywiście nawiązany. Podczas czytania przekazów powstaje wrażenie, że początkowo bardzo się bali, iż w pewnym momencie zechcemy zrezygnować z doświadczeń. Następnie usiłowali udoskonalić system, dając nam rady techniczne. Ale nade wszystko chcieli dać się rozpoznać, udowodnić swoją tożsamość, powołując się na szczegóły z własnego życia, sekrety, które tylko oni sami mogli znać. Może jednak jesteśmy czasami zbyt zachłanni. Ci, którzy stracili bliską osobę i po miesiącach, a często po latach znów słyszą jej głos, nie proszą o zbyt wiele. Hildegard Schiller przypomina sobie wzruszenie, jakie ją ogarnęło, kiedy Raudive dał jej posłuchać z taśmy głosu pewnej matki, żyjącej jeszcze na tym świecie: rozpaczliwie przywoływała ona po włosku swego zmarłego synka i wołaniu temu odpowiadał natychmiast świeży głos dziecka 18. Jean Prieur opowiada nam, jaka radość ogarnęła Gabriellę Alvisi Gerosę, gdy po raz pierwszy usłyszała znów głos swej córki. "Byłam zdruzgotana, miałam wrażenie, że światło na zawsze zgasło razem z nią. Rozpacz uczyniła mnie osobą nieczułą, wydawało mi się, że odtąd nic już nie może mnie poruszyć. Pogrążona w odrętwieniu i rozpaczy, zobaczyłam w jakimś czasopiśmie tytuł wydrukowany wielkimi literami: 'Ktoś woła do nas z zaświatów'. Postanowiłam spróbować i czekałam z lękiem na odpowiedź głosów z innego świata". Wcale nie było to dla niej proste. Upłynęło wiele miesięcy, zanim zdecydowała się spróbować po raz pierwszy. Póżniej zrozumiała, iż jej długie wahania wynikały z obaw, że się nie powiedzie i że w ten sposób straci ostatnią nadzieję. Najpierw słyszy kilka słów po niemiecku, po angielsku i prawdopodobnie po francusku słowo "huśtać się". Nie ma to żadnego sensu. Ale nie daje za wygraną i nadal próbuje o każdej godzinie dnia i nocy. Po czym gruby głos rytmicznie powtarza po łacinie: opus hie, hie opus, hie opus ... , "to jest zadanie dla nas" lub ,jest to dzieło do wykonania". Wreszcie, kilka dni póżniej, tak długo oczekiwany głos wypowiada pierwsze słowa: "Czego potrzebujesz?". "Wydawało się, że ten głos nigdy nie zamilkł w naszym domu i że rozlega się z pokoju obok [ ... ] Roberta zrobiła wszystko, co w jej mocy, by dać mi się rozpoznać. Powtarzała słowa i zdania, które wypowiadała, gdy była malutka, zdania, które tylko ona i ja mogłyśmy pamiętać. Wymieniała także przedmioty, które niegdyś jej zginęły. Udało jej się nawet zagwizdać kilka tonów piosenki, którą zwykle budziła swoją siostrę" 19. Oczywiście nie ma powodu, by robić z tego sensacyjne opowiadanie o zaświatach. Ale dla rodziców, małżonków, przyjaciół oddzielonych od tych, których kochali, czyż nie jest wzruszające znów usłyszeć ukochany głos tak bezpośrednio i tak prosto? Dowiedzieć się, że żyją, że są blisko nas, że nadal się rozwijają i wzrastają i że pewnego dnia do nich dołączymy?

Profesor Hans Otto Konig ijego generator Wszystko uległo zmianie, kiedy w 1984 roku Radio Luksemburg zaprosiło profesora Hansa Ottona Koniga, by podczas jednego z niemieckojęzycznych programów telewizyjnych, w bezpośredniej transmisji, publicznie zademonstrował swój słynny już generator. Urządzenie to przeniesiono do studia i złożono pod wnikliwym okiem techników telewizyjnych, by zyskać pewność, że nie ma żadnego fałszerstwa. Wielka nowość polegała nie tylko na tym, że nagrywane głosy brzmiały o wiele wyrażniej , ale też że podczas nagrywania słyszało się je bezpośrednio przez głośnik. Był to więc prawdziwy, bezpośredni dialog, niewymagający przesłuchiwania taśmy po każdej odpowiedzi. Aparat ten był na tyle technicznie niezawodny, że doświadczenie dawało się powtórzyć dowolną liczbę razy. Marzenie George'a Meeka w końcu się spełniło. Był on zresztą obecny w tym programie i zaskoczyło go, kiedy głosy zwróciły się do niego po imieniu. Każdy mógł stawiać pytania. Odpowiedzi przychodziły po krótkiej chwili, bardzo wyraźnie, jakby odpowiadał ktoś na sali. Sukces był olbrzymi. Oceniono, że program oglądało około dwóch milionów telewidzów. Konig powrócił do studia jeszcze kilkakrotnie. Po jednym z pokazów stacja telewizyjna otrzymała około trzech tysięcy listów w ciągu jednego tygodnia. Mur milczenia został obalony.

2. Doświadczenie luksemburskie: "cząsteczka wieczności wymyka się zniszczeniu" Odpowiedzi były jeszcze bardzo krótkie i nie pozwalały na dłuższe wyjaśnienia. Ale od tamtej pory badania zdecydowanie posunęły się do przodu. Sam mogłem stwierdzić to z zachwytem u moich nowych przyjaciół H.F. z Luksemburga. Skontaktowała mnie z nimi Hildegard SchMer. Zanim mnie przyjęli, zapytali o pozwolenie swoich rozmóweów z zaświatów, a mianowicie Constantina Raudive'a, który przez długi czas zajmował się tymi dziwnymi nagraniami, również w ostatnich latach życia. Dzisiaj, będąc już z drugiej strony, nie zrezygnował ze swej dawnej pasji. Cierpliwie pracuje nad tym samym zadaniem, w tym samym duchowym celu, spodziewając się, że kontakty z zaświatami zmienią choć trochę nasze serce i, co za tym idzie, nasz sposób życia na ziemi. Wspiera on badania kilku zespołów na całym świecie, między innymi wspomniane powyżej małżeństwo z Luksemburga i ich przyjaciela, inżyniera J.P.S. Regularnie słyszą także głos innego rozmówcy; kogoś, kto twierdzi, że nigdy nie żył na naszej planecie i nigdy nie zaznał cielesności. Moi przyjaciele bardzo nalegali, by się przedstawił, ale odmówił podania swojego imienia, mówiąc w sposób poetycki: "Jestem jak jedna z tych niewidzialnych istot, które czuwają nad małymi dziećmi przechodzącymi przez most". I

9

dodał: "Możecie nazywać mnie technikiem, bibliotekarzem, archiwistą. Jestem po trosze tym wszystkim dla planety Ziemi". Prawdę mówiąc, to głównie "technik" udzielił moim przyjaciołom rad, jak poprawić jakość komunikacji. Doradził, by nabyli szereg przyrządów wytwarzających fale o wszelkich możliwych długościach. Pomógł im także w ustawieniu tych aparatów. Czasami pokazuje, jakie mIejSCe w pokoju winien zajmować każdy z uczestników nagrań. Dziś jest to prawdziwe małe laboratorium: ultrafioletowe lampy podobne do tych, jakich używają filateliści, migacz, urządzenie emitujące fale o wysokiej częstotliwości, czarno-biały telewizor, włąezony na kanale bez programu, z celowymi zaburzeniami dźwięku, małe radio. To radio odgrywa bardzo ważną rolę, bo właśnie przez nie słyszymy bezpośrednio głosy z zaświatów. Zapytali więc Constantina Raudive'a i "technika", co myślą o tym, że chciałbym uczestniczyć w jednym z seansów. Otrzymali pozwolenie i oto znajdowaliśmy się we czworo w laboratorium. Wszystkie aparaty były włączone, wytwarzając światło, dziwne dżwięki i dość głośny hałas "w tle". Obecna wśród nas młoda kobieta powiedziała do mikrofonu, połączonego z magnetofonem: "Drogi techniku, drogi Constantinie Raudive, prosimy was, mówcie, jeśli to możliwe, liebertechniker, zwanzig Uhrund seehzehn Minuten, godzina dwudziesta szesnaście, 22 czerwca 1987 roku, poniedziałek wieczorem, pozdrawiamy wszystkich ... (cisza wypełniona odgłosami różnych przyrządów) godzina dwudziesta osiemnaście, 22 czerwca 1987 roku ... (dziwne hałasy, światła)". W końcu, powoli, spośród hałasów daje się słyszeć gruby melodyjny głos. Głos Constantina Raudive'a, który ze względu na mnie mówi po francusku: "Cząsteczka niematerialna, jakkorwiek ją nazywacie początek, źródło, dusza, duch, cząsteczka wieczności - wymyka się zniszczeniu (hałas przyrządów) ... Nieszczęściem jest to, że ludzie dzisiaj boją się śmierci. Otóż nie należy się bać śmierci, ale raczej choroby i tego, co poprzedza śmierć. Śmierć, moi drodzy przyjaciele, prowadzi do promieniejącej wieczności, wyzwolenia, które kładzie kres wszystkim waszym tragediom. Śmierć jest nowym życiem". Potem daje się słyszeć głos "technika". Najpierw po niemiecku, cieńszy, szybszy, częściej przerywany, zbijający słowa w grupy. Zrozumiem to, co mówi, dopiero podczas przesłuchiwania taśm w zwolnionym tempie. Następnie "technik" cytuje nam długi fragment z listu świętego Pawła, jeden z najważniejszych tekstów na temat zmartwychwstania. Pierwszy List do Koryntian, zapowiada "technik", rozdział 15, wersety 35-44: "Lecz powie ktoś: A jak zmartwychwstają umarli? W jakim ukazują się ciele? O, niemądry! Przecież to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli wprzód nie obumrze. [ ... ] Nie wszystkie ciała są takie same: inne są ciała ludzi, inne zwierząt, inne wreszcie ptaków i ryb. Są ciała niebieskie i ziemskie, lecz inne jest piękno ciał niebieskich, inne ziemskich. Inny jest blask słońca, a inny - księżyca i gwiazd. Jedna gwiazda różni się jasnością od drugiej. Podobnie rzecz się ma ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne - powstaje chwalebne; sieje się słabe - powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe - powstaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało zmysłowe, powstanie też ciało duchowe". Potem "technik" dodaje cytat z listu świętego Jakuba Apostoła: "Błogosławiony mąż, który wytrwa w pokusie, gdy bowiem zostanie poddany próbie, otrzyma wieniec życia, obiecany przez Pana tym, którzy Go miłują" (1, 12). Wydawało mi się, że nasz rozmówca nie posługiwał się żadnym gotowym tłumaczeniem Biblii, ale ze wszystkich, które mogłem sprawdzić, najbardziej bliski był francuski przekład Louisa Segonda. Potem poważny i powolny głos Raudive'a znów mówi: "Drodzy przyjaciele, jaki dowód moglibyśmy dać, że nie próbujemy was oszukiwać? Żaden, poza głęboką pewnością, że się do siebie zbliżamy, rozmawiamy ze sobą, dotykamy wzajemnie swoich dusz. Drodzy przyjaciele, ja sam musiałem także stoczyć wiele długich i zaciętych walk, by zestroić się z tą Obecnością, którą zawsze czułem tuż przy sobie, by słuchając, otworzyć się na głos, który starał się przeniknąć w głąb mojej świadomości. Wtedy zawołałem i On mi odpowiedział. Drodzy przyjaciele, słyszycie głosy. Uczyńcie z nimi to, co uważacie za konieczne". "Technik" powtarza jeszcze parę razy: "Kontakt End!', a my dziękujemy naszym niewidzialnym, a jednak tak bliskim przyjaciołom. Głosy są czyste, wyraźne. Słowa poprawnie wymawiane. W głosie Raudive'a dwa lub trzy razy można było usłyszeć dżwięczną spółgłoskę w nosowej sylabie, tak jak wymawia się na południu Francji. Prawdą jest, że mieszkał on kilka lat w Hiszpanii. Zanotowałem te teksty, przesłuchując je powtórnie na moim małym magnetofonie. Czuję wdzięczność do przyjaciół z zaświatów. Dobrze wybrali materiał i treść przekazu. Mam wrażenie, że doświadczyłem prawdziwego "spotkania dusz". Trzeba tutaj podkreślić jeden z wielu problemów, jakie wiążą się z tymi nowymi zjawiskami: ten piękny tekst Raudive'a został przejęty - prawie słowo w słowo - z książki pewnego medium, o którym powiem nieco dalej 20 • Podobną rzecz zauważono kilkakrotnie w Niemczech. Często sami zmarli uprzedzali nas, że posługują się cytatami, zawsze nieco zmienionymi, gdyż tak est im łatwiej. Istotnie, wydaje się, że nawet jeśli zazwyczaj mogą oni z łatwością przechodzić z jednego języka na drugi, nie radzą sobie z gramatyką. Wiele osób zauważyło, że przekazy z zaświatów mają dziwną składnię. Moi przyjaciele z Luksemburga mieli dla mnie jeszcze jedną niespodziankę. Kiedyś czytałem, że czasem udawało się zrobić zdjęcia zmarłym. Jean Prieur na przykład pisze, że ktoś sfotografował grób swojego psa, by zachować ostatnią o nim pa-

10

miątkę. Jak wielkie było jego zaskoczenie, kiedy podczas wywoływania zdjęcia spostrzegł na nim doskonale widoczną syrwetkę zwierzęcia 22• Podczas jednego z seansów nagraniowych w Stanach Zjednoczonych zarejestrowano dwadzieścia trzy różne głosy i na wszelki wypadek zrobiono kilka zdjęć, choć nikogo nie zobaczono. Po wywołaniu okazało się, że jest na nich aż sześciu zmarłych 23• Od dawna już jednak wiadomo, że niektóre osoby obdarzone darem mediumicznym mają dziwną zdolność utrwalania na kliszy zwykłego aparatu fotograficznego obrazu tych, których widziały dzięki swym zdumiewającym zdolnościom 24•

3. Pierwsze obrazy z zaświatów To wszystko jednak jest już przeszłością. To, co zrobił Jurgenson w dziedzinie nagrywania głosów, Klaus Schreiber osiągnął po raz pierwszy w dziedzinie obrazu w Aix-IaChapelle, 30 września 1985 roku 25• Ich nazwiska staną się wkrótce sławne na całym świecie i uczniowie w przyszłości będą się o nich uczyć jak o Branlym czy Marconim. Doświadczenie Schreibera powtórzyło kilka innych grup badawczych. W szczególności zajął się tym Hans Otto Konig, który dużo pracował z Klausem Schreiberem. Na podstawie prac Schreibera zaprezentował całą serię przezroczy na międzynarodowym kongresie w Mediolanie w czerwcu 1986 roku, w obecności dwóch tysięcy dwustu zebranych. Wśród tych fotografri było oczywiście dużo obrazów zmarłych z rodziny Schreibera, ale także podobizna Romy Schneider, Curda Jurgensa, wielu nieznajomyeh, a także dwa zdjęcia dzieci, które z ogromnym wzruszeniem rozpoznały obecne na sali matki 26• Większość tych wizerunków znajdziemy w książce Rainera Holbe'a poświęconej badaniom Klausa Schreibera (należy podkreślić, że kaseta wideo jest jeszcze wyraźniejsza niż zdjęcia) 27 • Pierwsze obrazy z zaświatów! Fantastycznie! Nie do wiary! A jednak ... Moi przyjaciele z Luksemburga także je otrzymali. Profesor Ernst Senkowski z Wyższej Szkoły Technicznej w Moguncji pomógł im zamontować w laboratorium potrzebne urządzenia. Również w tej pracy wspomagali ich przyjaciele z zaświatów. W wydawanym przez nich biuletynie Luksemburskiego Centrum Studiów nad Transkomunikacją (LCST) opublikowali rady przekazane poprzedniego wieczoru przez "technika". Obrazy pojawiają się na ekranie telewizora i mogą być zarejestrowane przez kamerę. Sam mogłem zobaczyć rezultat. Dwa obrazy porośniętej gdzieniegdzie lasem równiny, nieco jeszcze zamazane. Jeden górski pejzaż z doliną. Potem widok jakby planety, większej od naszego Księżyca, wschodzącej na niebo nad horyzontem. Następnie miasto, a za nim rzeka, którą "technik" nazwał później Rzeką Wieczności. W środku ekranu zarys budowli górującej nad wszystkimi pozostałymi. To tam, jak wyjaśnił "technik", mieści się centrum nadawcze umożliwiające kontakty z Ziemią. Ale najbardziej wzruszającym i jednocześnie najwyraźniejszym fragmentem był obraz młodej dziewczyny, widocznej do pasa i zwróconej do widzów. Za nią morze, odpowiednik morza w zaświatach. Doskonale było widać ruch wody, bieg fal, które rozbijały się o brzeg. Młoda kobieta pojawiła się, trzymając prawą dłoń na ustach, i przesłała pocałunek nam, widzom, pocałunek dla tych, których zostawiła na Ziemi. Według "technika" wszystkie te obrazy pochodziły z trzeciego poziomu, używając terminologii F. Myersa. Jak zobaczymy dalej w tej książce, istnieje wiele poziomów, wiele płaszczyzn w zaświatach i wiele sposobów ich liczenia. Opraeowano na tym świecie wiele metod mierzenia temperatury lub natężenia trzęsienia ziemi, jak na przykład skala Richtera. Istnieje także skala Meyersa! Poprzestańmy na razie na informacji, że klasyfikacja Meyersa zawiera siedem poziomów lub raczej siedem etapów, ponieważ sam moment śmierci uważany jest za pierwszy poziom, a etap przejściowy, który następuje natychmiast po zgonie, liczy się jako etap drugi. Trzeci etap, o którym mowa powyżej, jest więc w tej klasyfikacji pierwszym poziomem istnienia w zaświatach, który trwa trochę dłużej. Moi przyjaciele z Luksemburskiego Centrum Studiów nad Transkomunikacją uzyskali jeszcze kilka innych obrazów, wśród których jeden szczególnie zasługuje na uwagę: 16 stycznia 1987 roku na ekranie telewizora pojawiła się podobizna dość młodego, zupełnie nieznanego mężczyzny. Nie udało się go zidentyfikować, gdyż głos nie pokrywał się z obrazem. Jednakże 2 maja 1987 roku moi przyjaciele z LCST nawiązali kontakt na nowo - tym razem dźwiękowy. Oprócz stałych ezłonków zespołu obecny był ojciee Andreas Resch, doktor teologii i psychologii, profesor psychologii klinicznej i paranormologii w Alfonsianum na Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie, dyrektor Instytutu Badań nad Zjawiskami z Pogranicza Nauki w Innsbrucku. Byli także George Meek, amerykański inżynier, o którym już mówiliśmy, oraz profesor Senkowski i jego małżonka. Po Constantinie Raudive'ie inny głos przemówił po angielsku, ale z wyraźnym francuskim akcentem (ja także słyszałem to nagranie). Oto jego słowa: "My name is Henn Sainte-Claire Deville. Ileft yourworld in 1881 ... Nazywam się Henri Sainte-Claire Deville. Opuściłem wasz świat w 1881 roku i mówię do was w imieniu własnym i całego zespołu uczonych z Life-Line". Life-Line to nazwa zespołu, który pracuje w zaświatach, pozostająe w kontakcie z Georgem Meekiem i jego Metascience Foundation. Henri Sainte-Claire Deville odnalazł więc w Luksemburgu swego ziemskiego współpracownika i mówił do niego po angielsku. Ale przedstawił się wówczas po raz pierwszy.

11

Po zakończeniu rozmowy, jeszcze tego samego wieczora, jeden z członków LCST otworzył eneyklopedię larousse'a i natrafił na następujące słowa: "Sainte-Claire Deville (Henri Etienne), chemik francuski, urodzony na Antylach, zmarły w Boulogne-sur-Seine (1818-1881), badacz dysocjacji par i gazów, autor świetnych prac z dziedziny chemii metali". W czasie poprzedniej transkomunikacji "technik" powiedział, że twarz mężczyzny, która pojawiła się na ekranie 16 stycznia, była podobizną Sainte-Claire Deville'a. W zaświatach od dawna wiedziano o podróży, jaką George Meek miał odbyć do Luksemburga. Od tamtej pory dokonał się dalszy postęp. Dnia 1 lipca 1988 roku moi przyjaciele z Luksemburga uzyskali - po raz pierwszy w historii - równoeześnie dżwięk i obraz z zaświatów. Zobaczyli i usłyszeli Constantina Raudive'a. Niestety, nie uczestniczyłem w tym wydarzeniu, ale później byłem świadkiem kilku podobnych pokazów. Trzykrotnie, podczas trzech różnych wizyt w Luksemburgu, widziałem obrazy powstające na ekranie telewizora, podczas gdy równocześnie dał się słyszeć głos. Opowieści o pionierach transkomunikacji wywołają może uśmiech rozrzewnienia, gdy kiedyś każdy będzie mieć własny wideofon do komunikacji z zaświatami. Na razie zaczyna prowadzić badania coraz więcej osób. W 1981 roku Harold Sherman oszacował, że w Niemczech jest około tysiąca badaezy28. Obecnie znąjdziemy ich tylu w rejonie samego Monachium, a na całym świecie - około pięciu tysięcy. Anglicy i Amerykanie także nadrabiają opóźnienie w tej dziedzinie, będące - według H. Shermana 29- po części skutkiem ukazania się wrogiej tym poszukiwaniom książki, napisanej przez żądnego sławy absolwenta Cambridge. W Anglii G. Gilbert Bonner nawiązał półgodzinny kontakt zzaświatam 30 . Alex Mac Rae, jeden z inżynierów elektroników zatrudnionych wcześniej przez NASA (przy projekcie Skylab i programie wahadłowca kosmicznego), pracował w Szkocji nad urządzeniami sterowanymi głosem, przeznaczonymi dla osób niepełnosprawnych. W styczniu 1983 roku wpadł na pomysł, by posłuchać głosów z innego świata. Od razu mu się to udało, ale dawnym sposobem: nie słyszał ich bezpośrednio takjak Konig, lecz dopiero podczas przesłuchiwania taśmy 31. Włosi zajmują poczesne miejsce w tych eksperymentach. W Grosseto działa niewielki zespół, zgromadzony wokół Marcella Bacciego. W ciągu siedmiu lat regularnej pracy nagrał on trzydzieści tysięcy głosów. Czasami w ciągu jednego seansu udawało się usłyszeć około tysiąca słów. Często też na zakończenie wieczoru przyjaciele z zaświatów podejmowali chóralny śpiew. Efekt jest porywający, mimo niedoskonałości w odbiorze 32. Szczególnie ciekawy przypadek zdarzył się pewnemu badaczowi zamieszkującemu dawną krainę Etrusków. Otóż przyszło mu do głowy, żeby nawiązać kontakt z przedstawicielem tej zaginionej cywilizacji. Ujął w dłonie prawdziwą wazę etruską, a następnie pochylił ją tak, jakby chciał złożyć ofiarę, i zaczął żarliwie wzywać dusze zmarłych. W efekcie doszło do przedziwnego dialogu, zapisanego na taśmie magnetofonowej. Jak się wydaje, ów starożytny Etrusk zdołał przekazać mu kilka słów w swoim języku, a równocześnie jakiś inny zmarły próbował przerwać im rozmowę i zabronić mu nawiązywania kontaktu 33. Ekipy w Udine na północy Włoch i w Catanzaro na południu tego kraju, postępując zgodnie ze wskazówkami otrzymywanymi z zaświatów przez głośnik radiowy, filmują sylwetki zmarłych. Są to chyba bardziej specyficzne zdjęcia niż prawdziwa transkomunikacja wideo. Ale te dwa zjawiska są pokrewne 34. Jak to się często zdarza, ojciec pewnej Raffaelli Gremese zapowiedział swoje pojawienie się przez radio: "Raffaello, tata czeka na ciebie w telewizji". Było to 5 listopada 1979 roku. Kilka dni później istotnie pojawił się przed nią na ekranie telewizora. Na następne spotkanie musiała jednak poczekać aż do 11 listopada 1986 roku. Oto jej relacja: "Skierowałam kamerę wideo na określony punkt w pokoju i fllmowałam przez kilka minut. Potem przejrzałam kasetę w zwolnionym tempie, obraz po obrazie, próbując się dowiedzieć, kim są osoby, które się pojawiły, ale odpowiedzi były wymijające: 'To nie ma znaczenia' lub: 'Jestem pasażerem wieczności', lub też: 'To są myśli i pewien kształt'. Tylko mój ojciec dał znać, że to on. Jedna z moich przyjaciółek rozpoznała także pewną dziewczynę zmarłą kilka lat wcześniej. Nagrywając film, pozostaję w kontakcie z istotami z zaświatów dzięki radiu, a one informują mnie na przykład: 'Jesteśmy tu, na kanapie ... nad telewizorem ... za tobą'. Udzielają mi wskazówek, w którą stronę mam kierować kamerę, aby móc je sfllmować" 35. Wydaje się jednak, że w miarę upływu czasu Raffaella Gremese i jej przyjaciółka Renata Capria D'Aronco powróciły do metod bardziej "klasycznych" (jeśli mogę tak powiedzieć). Posługują się mianowicie metodą opracowaną przez Klausa Schreibera i wychwytują obrazy bezpośrednio na ekranie telewizora, pracując w obwodzie zamkniętym 36. Nie posuwając się aż tak daleko, Bemard Montagne zbudował niedawno we Francji mały przyrząd, który wydaje się bardzo obiecujący. Jego schemat, opublikowany w 1931 roku przez Radę Poszukiwań Metapsychicznych w Belgii, odnalazł Jean-Michel Grandsire. Wynalazcą był piętnastoletni chłopiec, Henri Vandermeulen, zmarły 31 lipca 1929 roku. Już 16 grudnia tego samego roku zdołał przekazać pomysł swojemu ojcu za pomocą tabliczki ouija. Jest to rodzaj sygnalizatora wymagającego bardzo małej ilości energii, by uruchomić dzwonek. Nasi drodzy zmarli posługują się nim, aby nas uprzedzić, że mają ochotę na rozmowę. W owej chwili wystarczy tylko przybiec do magnetofonu. Bemard Montagne opisuje to bez zbędnych słów: "Dzwonek dzwoni i równocześnie głosy nagrywają się na taśmę" 37.

12

Kiedy pewien hiszpański jezuita zaprosił mnie, bym wygłosił w Madrycie wykład na temat obrazów z zaświatów, stwierdziłem z przyjemnością, że od lat rozwijają się w tym kraju bardzo poważne badania w tej dziedzinie. Posunęły się one do tego stopnia, że ojciec Jose-Maria Pilón (który sam dokonał także wielu nagrań) poprosił mnie, bym mówił jedynie o otrzymywanych obrazach, gdyż zjawisko nagrywania głosów jest już dobrze znane w Hiszpanii. Miałem tam również okazję spotkać się kilkakrotnie z Germanem de Argumosą, który wraz z Raudivem i profesorem Sine sio Damellem z Barcelony 38 zalicza się do pionierów badań. Według ostatnich informacji, jakie uzyskałem, słuchając audycji radiowej prowadzonej między Paryżem, Madrytem i Wyspami Kanaryjskimi, również małej grupie z Santa Cruz na Teneryfie udało się zarejestrować obrazy z zaświatów. Kilka z nich wydrukowano w jednym z numerów pisma "Tiempo" 39. Lecz wówczas, w Barcelonie, widziałem inne obrazy, otrzymane przez profesora Sinesio Darnella. We Francji mamy Monique Simonet. Nie jest specjalistką w dziedzinie techniki, ale właśnie ona uzyskuje najlepsze rezultaty. Jakże często mówiono nam z zaświatów: to nie technika jest najważniejsza, ale predyspozycje wewnętrzne, miłość. Otóż mogę zapewnić, że tej kobiecie nie brakuje miłości. Trzebajej mieć istotnie bardzo dużo, żeby spędzać całe godziny, wręcz całe noce, by wyłowić zaledwie kilka słów, czasami zbyt krótkich, zbyt cichych, ale jakże cennych dla tych, którzy stracili matkę czy ojca, małżonka lub dziecko. Będąc z wykształcenia humanistką, Monique Simonet przez dwadzieścia lat pracowała jako nauczycielka. Dzieci ją uwielbiały i często przychodziły po nią do domu, by móc wspólnie iść do szkoły. Mówiły do niej "mamo". To zapewne ze względu na czystość serca wybrano ją (choć na początku nawet o tym nie wiedziała) do spełnienia niezwykłej misji. Muszę koniecznie opowiedzieć o jej pierwszym nagraniu, które od razu zakończyło się sukcesem. W kwietniu 1979 roku Monique Simonet przebywała u matki w Montpellier. Jej ojciec zmarł trzy lata wcześniej. Z roztargnieniem przeglądała stronice czasopisma z grudnia 1978 roku. Nagle zobaczyła artykuł o tajemniczych nagraniach z zaświatów. "Mówię o tym mamie, która przypomina sobie, że czytała to czasopismo, ale nie zwróciła uwagi na ów artykuł. Wiesz - dodaje - wszystkie te opowieści nie są nawet w połowie prawdziwe. Ale czemu nie miałybyśmy spróbować?'. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, włożyłyśmy czystą kasetę do magnetofonu. Zbliża się południe. Pora na obiad i mama kończy jego przyrządzanie. Zbliżam się do magnetofonu i naciskam przycisk 'Record'. Zaczyna się nagrywanie. - Robisz kawę, mamo? - Tak. - Tato, czy chcesz napić się kawy ... ? Chcesz się napić? - Jeśli tata nas słyszy, Monique, z pewnością sobie przypomina, jak bardzo lubił kawę! I rozmowa toczy się dalej w tym tonie ... Wybija południe. Zanim zaczniemy jeść, chcę przesłuchać to pierwsze nagranie. Siadamy obie tuż koło magnetofonu, cofam taśmę do samego początku i zaczynamy słuchać. Efekt jest natychmiastowy, piorunujący, bulwersujący ... Jak opisać to, co odczuwamy? Serca biją nam mocno, nagle robi nam się gorąco, całe drżymy ... Słuchamy taśmy jak we śnie On jest z nami, odpowiada nam, słyszymy jego głos! . - Tato, czy chcesz się napić kawy? - TAK - Chcesz się napić? - MÓWIE CI, ŻE TAK! Słyszymy męski głos, ze znaną intonacją. Mój Boże, to głos mojego ojca! A więc nie jesteśmy z mamą same w domu, chociaż w sposób widzialny nikogo więcej w nim nie ma. Ojciec też jest tutaj! Mamy tego dowód, magnetofon nie może kłamać, to tylko urządzenie. Mama płacze i nie śmie jeszcze uwierzyć ... To zbyt piękne! A może nam się tylko wydawało? Słuchamy znów, jeszcze raz, dwa, pięć, dziesięć razy! Głos znów się pojawia, taki sam ... Jestem wstrząśniętal" 40. Począwszy od tego dnia Monique Simonet nagrała setki głosów, które zza grobu przyniosły cudowne pocieszenie tak wielu zrozpaczonym osobom. Ale udało się jej także zarejestrować obrazy - tuż przed pierwszym międzynarodowym kongresem na temat transkomunikacji, który odbył się w Bazylei w listopadzie 1989 roku. Mogła więc przedstawić zarówno nagrania, jak i obrazy najlepszym specjalistom w tej dziedzinie. W Stanach Zjednoczonych kontynuowane są prace George'a Meeka i jego Metascience Foundation. Sarah Wilson Estep zarejestrowała dwadzieścia cztery tysiące głosów w ciągu dwunastu lat badań. Udała się z magnetofonem do Egiptu, do wielkiej piramidy w Gizie i do podziemnej świątyni w Denderze, i nagrała tam głosy. Czy pochodziły one od starożytnych Egipcjan, czy od zmarłych Amerykanów? Gdy na skutek rozbicia się dwóch jumbo jetów na Wyspach Kanaryjskich blisko sześćset osób przeniosło się w zaświaty, Sarah Wilson Estep otrzymała w Stanach Zjednoczonych, za pośrednictwem swego magnetofonu, wiele próśb o pomoc. Ma ona zresztą wrażenie, że czasami jest w kontakcie z istotami z pozaziemskich cywilizacji, czasami ze zmarłymi z naszego świata, a kiedy indziej ze wszystkimi naraz. Udało się jej też zarejestrować na ekranie telewizora kilka słów 41• Nawet Rosjanie zaczynają interesować się tymi zjawiskami. I tak w amerykańskim czasopiśmie "Unlimited Horizons" 42 wymienia się w jednym z artykułów nazwisko profesora Romena z uniwersytetu w Ałma Acie i profesora Krokalewa z uniwersytetu w Permie 43.

13

W tym czasie zaczęto też prowadzić badania w krajach niemieckojęzycznych. Obrazy z zaświatów otrzymali pani Fuchs, Martin Wenzel oraz profesor Senkowski, i to kilkakrotnie. Warto podkreślić, że w Rwenich, niedaleko Trewiru, stworzono ważne centrum, z którym współpracuje zespół z zaświatów, pozostający w kontakcie z ekipą rozmawiającą z ośrodkiem luksemburskim. Jeśli chodzi o Kościół katolicki, przychylność, jaką okazał papież Paweł VI, nie znikła. Nie można, rzecz jasna, oczekiwać entuzjazmu! Jednakże kilku duchownych zainteresowało się tą dziedziną. Są to ojcowie Leo Schmid, Agostino Gemelli, Karl Pfleger, Eugenio Ferrarroti, Andreas Resch, a także benedyktyn, ojciec Pellegrino Ernetti, i jezuita, ojciec Jose-Maria Pilón. Wydaje się oczywiste, że poszukiwania tego typu nastręcząją bardzo wielu problemów. Jak widzimy jednak, przez silniki samolotu. Jakiś kobiecy głos mówił w kilku językach, wydając polecenia pasażerom 49• Sinesio Darnell daje co najmniej dwa inne przykłady, które można wyjaśnić tylko zjawiskiem fal śladowych. Jeden to pustelnia w Andorze, obecnie praktycznie w ruinie, w której można nagrać recytację różańca na tle śpiewów gregoriańskich. Drugim przykładem jest pewien dom w Katalonii, w którym Darnell nagrał bardzo charakterystyczny odgłos zamykanej z trzaskiem kraty, potem słychać zgrzyt dwukrotnie przekręcanego klucza, a następnie odgłos siedmiu kroków. Kiedy zasięgnięto informacji w sąsiedztwie, okazało się, że w tym miejscu istniała dawniej krypta chroniona żelazną kratą, którą zamykano, przekręcając dwukrotnie klucz, a szło się do niej po schodach liczących siedem stopni 50. Tych kilka przykładów nie wyczerpuje oczywiście tematu. Każdy badacz zna ich przynajmniej kilkadziesiąt. Powyższe przytoczyłem po to, by przekonać czytelnika, że wszystkie te problemy są dobrze znane specjalistom, którzy zawsze o nich pamiętają, zanim się wypowiedzą lub przedstawią hipotezę. Jeśli chodzi o otrzymywane obrazy, stają przed nami oczywiście takie same pytania. Wydaje się na przykład zupełnie prawdopodobne, że Romy Schneider wysłała Klausowi Schreiberowi swoją podobiznę z czasów, kiedy kręciła film "Dziewczyna i komisarz". To wyjaśniałoby niesłychane podobieństwo między zdjęciem z filmu a tym, które otrzymał Klaus Schreiber. Inne obrazy przypominają sceny z filmów, książek, czasopism, a nawet płótna z muzeów. I tak na przykład obraz, który otrzymali moi przyjaciele z Luksemburga, przedstawiający dziewczynę wychodzącą z wody, okazał się sceną z filmu "Bikini stoly", nakręconego w Holandii dla firmy amerykańskiej. Przyjaciele próbowali więc otrzymać w)jaśnienia "z drugiej strony". Odpowiedziano im wówczas, że nie chodzi o tę samą scenę i że obrazy, które im przesłano, pochodzą ze świata równoległego. Wyjaśnienie wydaje się jednak mało zadowalające. Zjawisko to powtórzyło się kilka razy, i to różnym badacwm. Ja również przyczyniłem się do rozwoju badań nad nim, przypominając o kilku podobnych przypadkach, niektórych bardzo znanych, ale związanych raczej z przekazami mediumicznymi, a nie z transkomunikacją instrumentalną 51. Jest oczywiste, że żaden ze znanych mi badaczy nie próbuje ukryć tych problemów. Profesor Senkowski przedstawił nawet na ten temat studium w czasopiśmie "Transkommunikation" 52. Mogę przytoczyć tujedynie kilka fragmentów zjego ostatecznych wniosków na ten temat, odsyłając czytelnika do obszerniejszych informacji w książce Hildegard Schafer 53: "Jeśli chce się uznać tę czy inną informację z zaświatów za pochodzącą od istot inteligentnych (za jakie zresztą się podają lub na jakie chcą wyglądać), to rozbieżne, a nawet częściowo sprzeczne w)jaśnienia i obserwacje uzyskane z zaświatów od grupy "Strumień Czasu" (Zeitstrom) przez ośrodek badań nad transkomunikacją w Hesperange w Luksemburgu - są wyzwaniem wobec zdrowego rozsądku i dobrej woli. Niezależnie od przytoczonych tu przykładów, niektóre elementy wskazują na istnienie we wszechświecie innej logiki i uwidaczniają jednostronny charakter zachodniego, naukowego racjonalizmu, który niezdolny jest wyobrazić sobie relacje duchowe wyższej natury. Te ostatnie objawiałyby się raczej inteligencji intuitywnej i przemawiałyby bardziej do subiektywnej kreatywności. Sprzeczności odgrywałyby zatem rolę prowokacji mającej na celu obudzenie nowej myśli w naszym świecie. Można jednak poważnie wątpić, czy nasze rozumienie zaświatów zostanie poszerzone po otrzymaniu powtarzających się tekstów i obrazów z tego świata". Mimo tych trudności zjawiska transkomunikacji wcale nie ustają. Znam obecnie co najmniej pięć osób we Francji, które odebrały obrazy paranormalne na ekranie telewizora. Z psychologicznego punktu widzenia podobizny bliskich nam osób stwarzają mniej problemów niż pejzaże lub widoki budynków. Ale tak naprawdę nie mamy pojęcia, w jaki sposób do nas docierają. Wiemy obecnie, że - podobnie jak w przypadku głosówmożna wywołać obrazy na kliszy fotograficznej lub ekranie telewizora siłą samej myśli. Przyjaciele z Niemiec i Luksemburga, prowadzący poszukiwania w tej dziedzinie, przesłali mi fragmenty filmu, na którym widzimy Teda Serio sa (medium ze Stanów Zjednoczonych) i Masuaki Kiyotę (medium z Japonii), jak wywołują obrazy wyłącznie siłą woli. Profesor Senkowski przytacza inne przypadki, dotyczące Chin54. Każdą z wymienionych przez niego osób, obdarzonych zdolnościami mediumicznymi, poddano testom w uniwersyteckich laboratoriach. Odpowiadałoby to zresztą temu, co powiedział do Monique Simonet jej zmarły dziadek, tym razem nie przez nagranie, lecz za pośrednictwem medium: "Ze zdjęciami mamy trudności, gdyż musimy 'stworzyć siebie w myśli' takimi, jacy byliśmy na Ziemi, abyście mogli nas rozpoznać" 55. Chodziłoby więc istotnie o rodzaj projekcji przez koncentrację myśli, jak niektórzy sugerują w tak zwanej hipotezie ani-

14

mistycznej, ale projekcja ta nie pochodziłaby z podświadomości badającego, lecz raczej bezpośrednio od zmarłych. Zauważmy jednak, że jeśli zmarli muszą często pobierać część energii od osoby badającej, aby móc stworzyć obraz lub głos, hipotezy animistyczna i spirytystyczna wzajemnie by się potwierdzały. I tak duch zmarłego mógłby przekazywać informacje do podświadomości badacza, równocześnie czerpiąc od niego potrzebną energię. Stosowana technika może być bardzo różna w zależności od ośrodka badawczego. Dlatego obrazy otrzymane na Wyspach KanarY.iskich różnią się od tych, które uzyskano we Francji, Luksemburgu czy w Niemczech. Jak się wydaje, są bardziej podobne do obrazów, o których mówiła Silva Gessi we Włoszech, ale jeszcze ich nie widziałem. Były to - jak sama mówi - "twarze o niezbyt przychylnym wyrazie, z zamkniętymi oczami, bardziej podobne do trupów niż do żyjących osób". Głosy z zaświatów, które jednocześnie pochwyciła, powiedziały jej zresztą, "aby nie traciła czasu i nie zawracała sobie głowy rozmyślaniem na temat tych obrazów", gdyż są to jedynie "kokony zmarłych"56. Takie wyjaśnienie odwołuje się do idei, według której jesteśmy stworzeni nie tylko z ciała fizycznego i ciała duchowego, ale mamy więcej ciał, na wzór kolejnych warstw cebuli, i z biegiem czasu stopniowo je opuszczamy. Być może niektóre z otrzymanych obrazów ilustrowały taką hipotezę. Obrazy, które widziałem w Barcelonie, bardziej przypominały te otrzymane we Francji. W dniach 22-24 maja 1992 roku odbył się w Sao Paulo, w Brazylii, drugi międzynarodowy kongres poświęcony transkomunikacji. W małej sali przeznaczonej do pracy w grupie profesor Senkowski, Adolf Homes i Ralph Determeyer zdołali otrzymać osiem obrazów paranormalnych, w tym przynajmniej trzy dosyć dobrej jakości. Moi przyjaciele z Luksemburga otrzymują teraz takie obrazy na monitorze małego komputera. Próbując potwierdzić tożsamość pojawiających się osób, natrafili na jeszcze inne zjawisko. Otóż ukazujące się twarze były dokładnie takie same jak na wcześniej zarejestrowanych zdjęciach, ale zmieniło się całe otoczenie, tak jakby wycięto część fotografii i przyklejono je na innym tle. Często nawet twarz danej osoby jest odwrócona, lewa strona odpowiada prawej na starym zdjęciu 57. Ale także tutaj nie ma sztywnych reguł. Moi przyjaciele otrzymali też portret ciotki jednej z uczestniczek - Maggy - która zmarła w wieku 12 lat. Obraz przedstawia ją w wieku dojrzałym. Komentarz z zaświatów w)jaśnia, że było to możliwe jedynie dzięki pomocy innych zmarłych, mających artystyczny talent 58• Podobny przypadek odnotowano we Włoszech. Dotyczył on młodego Frederica Bartolozziego, zmarłego w wieku 21 lat, w czerwcu 1977 roku. Od tamtej pory jego matka nie tylko nagrała na magnetofon głos syna, ale i dość często otrzymywała jego podobiznę. Otóż kiedy pewnego dnia zastanawiała się, jak mógłby wyglądać syn, gdyby nie umarł, uzyskała na ekranie telewizyjnym obraz dorosłego Frederica, starszego niż był w momencie śmierci 59• Wszystkie te zjawiska istnieją naprawdę. Zbyt długo znam kilku spośród owych badaczy, aby mieć jeszcze wątpliwości. Sam zresztą obserwowałem wiele takich zjawisk. Dzisiaj byłbym skłonny podzielić je na dwie kategorie. Po pierwsze, mamy do czynienia z osobistymi przesłaniami od zmarłych, kierowanymi do rodziny lub przyjaciół. Są to według mnie przekazy najbardziej przejrzyste i nie stwarzają żadnych problemów. Mają jednak znaczenie tylko dla małego kręgu znajomych i prawie zawsze bywają krótkie. Po drugie, istnieją przesłania dłuższe, o charakterze filozoficznym lub religijnym. Tutaj stajemy przed podobnym problemem jak w przypadku pisma automatycznego. I nie tyle bym wątpił w uczciwość mediów, ile raczej w tożsamość i autorytet ich rozmówców z zaświatów. W wymiarze religijnym, który mnie szczególnie tu interesuje, spotykamy zresztą takie same niespójności i niekonsekwencje, na jakie uskarżał się profesor Senkowski, mówiąc o wyjaśnieniach naukowych. I tak, żeby przytoczyć choćby tylko jeden przykład, moi znajomi z Luksemburga otrzymali trzy teksty odnoszące się do doktryny o grzechu pierworodnym, z których nie udało mi się wyciągnąć wspólnego wniosku. W dniu 24 stycznia 1987 roku poproszono "technika", aby zajął stanowisko w sprawie grzechu pierworodnego. Oto jego wypowiedź: "Większość tego, co mówi się na ten temat, nie odpowiada prawdzie: nie jest prawdą, że człowiek ma odzyskać coś, co utracił. Ludzie niczego nie stracili, są jedynie na drodze ewolucji. Nie było żadnego upadku 'z dala od Boga'; przeciwnie, ludzie są w trakcie stawania się tymi, których nazywają bogami, to znaczy ideałem, który pewnego dnia osiągną" 60. Muszę uściślić, że tekst ten nie zawiera nic, co by mnie szokowało z teologicznego punktu widzenia. Już w N wieku święty Grzegorz z Nyssy twierdził, że ziemski raj nigdy naprawdę nie istniał, że jest on tylko obrazowym wyrażeniem stanu szczęśliwości, który człowiek mógłby osiągnąć, gdyby nie oddalił się od Boga. Lecz w tej kwestii "technik" idzie o wiele dalej, podobnie jak Teilhard de Chardin, ale tam się z nim nie udam. Jednak kiedy w maju 1987 roku Ralph Determeyer sformułował na piśmie inne pytanie dotyczące reinkarnacji, "technik" w pewnym momencie doprecyzował odpowiedź: "Sam w sobie człowiek nie jest zły. Przed ostatnią epoką lodowcową żył on w pokoju z bliżnimi i ze zwierzętami"61. Oto jak odmienne twierdzenie! Jeśli była taka epoka, w której ludzie żyli ze sobą w pokoju, nie może nie chodzić o słynną stratę, o słynny upadek! A ponadto myśl o pokojowym współistnieniu między człowiekiem a zwierzęciem ma bezspornie rajski wydźwięk. 9 listopada 1989 roku "technik" z kolei napomknął: "Ludzie z planety Ziemia przybyli z innego świata zwanego Edenem. A kiedy ludzie na Ziemi umierają, ich dusza wraca do Edenu (określanego także mianem Marduka)" 62.

15

Tym razem analogia jest całkowita, tym bardziej że dalsza część tekstu opowiada o wężu, złośliwym stworzeniu nazwanym przez ludzi diabłem, który pojawił się na Ziemi, aby pokrzyżować Boże plany. Jest tutaj także aluzja do szczególnej roli kobiety, zarówno jeśli chodzi o dobro, jak i zło, z uwagi na jej większą wrażliwość. Podobne trudności napotkalibyśmy w odniesieniu do wielu innych tematów. A więc co robić? Powiedziałbym: nagrywać, rozważać, stawiać hipotezy, a zwłaszcza nie śpieszyć się z wyciąganiem wniosków.

4. Chronowizor i obrazy z przeszłości Ojciec Ernetti uczestniczy w być może jeszcze bardziej niezwykłych badaniach, gdyż mają one na celu pochwycenie za pomocą chronowizora obrazów i głosów zmarłych, ale z czasów, kiedy jeszcze żyli na Ziemi. Pellegrino Ernetti ma około sześćdziesięciu lat i jest wykładowcą w szczególnej i jedynej na całym świecie katedrze. Wykłada na uniwersytecie w Wenecji muzykę archaiczną (przedpolifoniczną) , a więc mniej więcej z okresu od X wieku przed Chrystusem do 1000 roku naszej ery. Od dawna interesował się zwłaszcza rytmiką muzyki antycznej. Z tego też powodu rozpoczął współpracę z ojcem Gemellim na Katolickim Uniwersytecie w Mediolanie w tym samym czasie, gdy ten pochwycił w roku 1952 głosy z zaświatów. Mianowany profesorem w Wenecji w roku 1955, ojciec Ernetti zgromadził wokół siebie około tuzina specjalistów z całego świata, naukowców wysokiej rangi. Wówczas to, w największym sekrecie, skonstruowano nowy przyrząd. W połowie lat siedemdziesiątych uchwycono nim dźwięk i obrazy z tragedii antycznej, granej w Rzymie w 169 roku przed Chrystusem. Był to Tyestes Kwintusa Enniusza, dzieło, które prawie nie zachowało się do dziś. Znano zaledwie 25 fragmentów dzięki cytatom zaczerpniętym z innych łacińskich autorów: Probusa, Noniusa i Cycerona. Chronowizor odtworzył tekst wraz z akompaniamentem muzycznym: recytację śpiewaną na modłę dorycką. Dzięki nielicznym zwierzeniom wiemy również, że innym razem aparat ten odtworzył scenę z targu w Rzymie. Można nim także otrzymywać informacje o bezpośredniej przeszłości. I tak, pewnego dnia ojciec Ernetti odebrał na swoim przyrządzie wiadomość o zaplanowanym już porwaniu; mógł uprzedzić policję i plan porywaczy się nie powiódł. Można sobie wyobrazić wszystkie konsekwencje - wojskowe, handlowe i polityczne - posługiwania się takim przyrządem. Rozumiemy dobrze opór wynalazców przed przekazaniem go do ogólnego użytku. Także ze względów psychologicznych ojciec Ernetti wydaje się obawiać możliwych skutków upowszechnienia jego odkrycia. Uznanie autentyczności takich doświadczeń jest równoznaczne z dokonaniem następnego wielkiego kroku do przodu. A może w tym przypadku jesteśmy w dziedzinie czystej fantazji? Przyszłość nam odpowie. Na razie ojciec Ernetti sam skrywa się za murem przypuszczeń i warunków: być może pewnego dnia, jeśli Bóg pozwoli, dowiemy się więcej... I tylko dzięki zezwoleniu Watykanu ojciec benedyktyn wygłosił w Trydencie, w październiku 1986 roku, referat o swoim odkryciu. Pisał o tym "Oggi" (nr 44, 29 października 1986 roku, str.111-112)63. Następne świadectwo uczyni zapewne odkrycie chronowizora mniej absurdalnym w oczach czytelników.

Pierre Monnier i obrazy z przeszłości Młody oficer francuski poległy w 1915 roku, Pierre Monnier, o którym będę często wspominał, nawiązał kontakt ze swoją matką za pomocą pisma automatycznego. Od roku 1919 zaczął opowiadać z zaświatów o zjawisku, które mogłoby, przynajmniej częściowo, wyjaśnić działanie tego fantastycznego aparatu. Matka Pierre'a, wraz z jego ocalałym towarzyszem broni, postanowiła udać się z pielgrzymką na pole bitwy, w której poległ jej syn. Miała dziwne wrażenie, że widzi i słyszy odgłosy tej okrutnej walki. Pierre wyjaśnił jej, że to nie było złudzenie, nie wymysł jej wyobraźni, ale zjawisko naturalne, bardzo częste, nawet jeśli niewielu jeszcze ludzi je zauważa. "Po scenach z przeszłości pozostaje zawsze 'niezmywalny obraz' - to, co wy nazywacie psychometrią; to rodzaj 'kliszy' pozostającej po naszym przejściu, która jest widzialna dla oczu ducha. Mieliście niejednokrotnie tego przykłady, uważacie je za halucynacje, ale one są zupełnie realne, choć tylko wyjątkowo ukazują się waszym oczom. Nasze cienie istotnie pozostały na polach bitwy, kochana mamol Muzyka nadal wzywa do zaciekłego ataku, słychać Marsyliankę, łopoce sztandar ... ale to tylko utrwalone obrazy, a nie obiektywna rzeczywistość. Te zjawiska są jeszcze nieznane waszej nauce, lecz postrzegali je już jasnowidze, osoby mające zdolności duchowe nieznane innym. Wszystko to odciska swój ślad w różnorodnych falach, jakie was otaczają, pozostawia na nich trwały obraz: rodzaj fotografri. [ ... ] Zrozumiecie ten proces już w niedalekiej przyszłości 64• Pierre rozwodzi się długo na ten temat 65, wyjaśnia, że jest to rodzaj sygnału z naszej strony; fale, jakie wysyłamy, powodują, iż spośród tysięcy "klisz" zarejestrowanych w tym samym miejscu zostaje wybrana tylko jedna. Obraz, który bardzo pragniemy zobaczyć lub którego się obawiamy, zostaje jakby odszukany w pamięci, a następnie wprawiony w ruch. "Chodzi tu o odmianę telepatii, którą nazwałbym materialną, oddziaływanie fal na fale, które, na podobieństwo sprężyny, włącza jeden z utrwalonych obrazów; obraz ten wprawiony zostaje w ruch przez takie same fale, jakie otaczały go wówczas, kiedy się tworzył". Wydaje się, że pewne szczególne warunki atmosferyczne, stałe, chwilowe lub wyjątkowe, mogą to zjawisko potęgować. W niektórych wypadkach mogłoby to tłumaczyć tak zwane ukazywanie się duchów. Zawsze, nawet mimo woli, jesteśmy

16

skłonni upraszczać, wyjaśniać w sposób jednostronny zjawiska, które jedynie nasza niewiedza każe nam uznawać za identyczne. Być może w końcu jednak niezliczone wizje armii duchów, ciągle toczących tę samą bitwę, znalazłyby wyjaśnienie w mechanizmie opisanym przez Pierre'a Monniera. Myślę tu na przykład o defiladzie piechoty, jaką widuje się regularnie na wiosnę, o świcie albo o zmierzchu, w pobliżu Frangokastello, ruin starej weneckiej fortecy, na południu Krety. Tamtejsi mieszkańcy nazywają tę armię cieni drosulitami, czyli ludźmi rosy. Świadkowie zjawiska są liczni i godni wiary i niejeden sceptyk musiał stwierdzić to samo. Świadectwa pokrywają się i uzupełniają. Wiadomo wszystkim, że można przejść na wskroś przez tę armię, nie naruszając jej ani nie napotykając oporu i przeszkód. Żołnierzy można często zobaczyć tuż przy ziemi, siedzących w kucki. Wizja ta ustępuje stopniowo, czasem staje się mniej wyraźna, czasem zanika partiami: najpierw znikają nogi żołnierzy, następnie ich torsy, na koniec widać tylko głowy i lance. Chociaż obraz jest być może bardzo wyraźny, opisy nie są dość precyzyjne, by można było zidentyfikować tę armię. Wiadomo tylko, że żołnierze mają hełmy, zbroje, lance i tarcze. Louis Pauwels, od którego zaczerpnąłem te informacje 66 , pisze, że "pewien archiwista z Biblioteki Narodowej, JeanPierre Seguin, przyznał (w artykule opublikowanym w 'Le Mondel' że ma około stu publikacji na temat pojawiania się zbrojnych oddziałów, ludzkich sylwetek, postaci zwierząt i rozmaitych przerażających obiektów, które obserwowano nawet na niebie"67. Ten sam autor opowiada też krótko o bitwie, jaką 11 września 1587 roku stoczyły ze sobą dwie armie na niebie nad parafią w Sarlat. W dniu 27 stycznia 1795 roku odnotowano inną wizję niedaleko miejscowości Ujazd na Śląsku. Przed pięćdziesiątką chłopów pojawił się nagle na otwartym polu oddział piechoty idącej w trzech kolumnach, a na czele szło dwóch oficerów niosących czerwone chorągwie. W pewnym momencie oddział się zatrzymał i żołnierze pierwszej linii wystrzelili w kierunku wieśniaków, którzy jednak nie usłyszeli żadnego dźwięku. Kiedy dym się rozwiał, pojawili się husarze na koniach i natychmiast zniknęli. Ta scena powtórzyła się 3 lutego przed czterystu zebranymi osobami, a potem znów 15 lutego, przed trzydziestoma osobami. Tym razem natychmiast uprzedzono generała von Sassa, który prędko udał się na miejsce ze swoim oddziałem. Armia-zjawa, która tymczasem znikła, znów się pojawiła. Dwaj oficerowie z dwóch armii - jeden z rzeczywistej, drugi z nierzeczywistej - wyjechali sobie konno na spotkanie. Żyjący zagadnął ducha, ale ten nie odpowiedział. Żyjący podniósł broń, by wystrzelić do ducha, i wtedy wszystko zniknęło. Pauwels opowiada o innych jeszcze przypadkach. Na przykład wielka bitwa, która odbyła się w 1642 roku w Anglii, powtórzyła się pięciokrotnie w dwa miesiące po rzeczywistej walce, dokładnie w tym samym miejscu. Wysłannicy króla Anglii Karola I zdołali nawet rozpoznać wśród walczących zjaw osoby, które faktycznie poległy. A co jeszcze bardziej zdumiewające, w 1574 roku pięciu żołnierzy ze straży w Utrechcie zobaczyło około północy na horyzoncie obraz zaciętej walki, która w rzeczywistości nastąpiła dopiero 12 dni później. W czasach nam znacznie bliższych brytyjski minister obrony musiał zarządzić śledztwo w sprawie walki ,,zjaw", którą można obserwować co roku 23 października pod Kineton ... na terenie służącym armii za arsenał 68. Znam kogoś, komu przytrafiła się podobna przygoda, choć bez niepokojących bitew, znacznie bardziej zwykła. Kobieta ta była z wizytą u przyjaciółki będącej medium. Wychodząc, chciała sfotografować piękny ogród, przez który przechodziła. Jakież było jej osłupienie, kiedy przez obiektyw aparatu fotograficznego zobaczyła samą siebie w trakcie schodzenia po schodach, co istotnie zrobiła chwilę wcześniej. Odruchowo opuściła aparat i spojrzała znów na schody, ale nikogo na nich nie było. Stopnie były puste. Zapytała przyjaciół, czy widzieli kogoś, kto przed chwilą schodziłby z tych schodów. ,,Ależ nie!" - odpowiedzieli trochę zdziwieni jej pytaniem. - Nie ma nikogo oprócz nas". Po wywołaniu filmu okazało się jednak, że owa kobieta jest doskonale widoczna na kliszy, ale z powodu szybkiego ruchu, jaki wykonała, widać ją tylko od pasa w dół. Jak widzimy, fale szczątkowe znane są wszystkim epokom i zdarzają się o wiele częściej, niż można by mniemać. Podobne zjawisko, nieznane i jeszcze niewyjaśnione (ale nie urojone czy nadprzyrodzone), leżało bez wątpienia u podstaw tego, co przeżyła pani Monnier, udając się na miejsce bitwy, w której poległ jej syn. To samo może dotyczyć również dźwięków. Śląscy wieśniacy nie słyszeli co prawda wystrzałów, ale obserwatorzy "bitwy" pod Edge Hill w Anglii słyszeli bicie bębnów, strzały armatnie, szczęk szabel, krzyki umierających żołnierzy - i byli tym mocno przerażeni. Może się też zdarzyć, że występują same dźwięki. Tak jak w przypadku "dzikiej hordy" (das wilde Heery, którą słyszy się w pobliżu ruin zamku Rodenstein w górach Odenwaldu w południowej Hesji. Najstarsze świadectwa o tym zjawisku pochodzą z 1750 roku. Za każdym razem, gdy ma wybuchnąć jakaś wojna lub zdarzyć się katastrofa, słychać odgłosy wozów, tętent koni. Zjawisko było tak dobrze znane, że w okresach napięć międzynarodowych niektóre rządyeuropejskie dowiadywały się, czy słyszano hordę. Można różnie o tym myśleć, ale Werner Schiebeler, wykładający fizykę i elektronikę w Wyższej Szkole Technicznej w Ravensburgu, miłośnik parapsychologii, opowiadał mi, że odbył dwukrotnie podróż do Odenwaldu i znów jeden świadek słyszał hordę w przeddzień wojny Jom Kippur. Skoro świat jest tak przepełniony falami przeszłości, że w pewnych okolicznościach "uruchamiają się" one i na moment są widzialne i słyszalne, bardzo możliwe również, że czasami nasze nagrania głosów na taśmie są wyłącznie falami szczątkowymi dialogów pochodzących z przeszłości, rozmów ludzi niegdyś żyjących, a dziś zmarłych. Być może właśnie to zdarzyło się w 1968 roku pewnej pianistce mieszkającej w Paryżu przy ulicy ardener. Marie-Claude

17

X skomponowała kilka melodii i nagrała je na magnetofon. Przesłuchując nagranie, usłyszała, oprócz swoich kompozycji, kilka dziwnych dźwięków, potem niewyraźne słowa i w końcu na tle muzyki bardzo wyraźne zdania: "To ty .. .! Oto Rocking", a potem: "Z wami... Och! Jak zimno ... ! Musimy wracać". Mieszkała ona na szóstym piętrze, okna były zamknięte, a dom pogrążony w ciszy. Posłuchajmy, co o tym mówi: "Włączyłam powtórnie magnetofon. Pozostały mi do przesłuchania jeszcze dwa nagrania. W chwilę potem aż podskoczyłam z wrażenia: jakiś przeraźliwy, przerażający krzyk zagłuszył moje akordy". Zatrzymała natychmiast taśmę, a potem, mimo lęku, odważyła się posłuchać ostatniego fragmentu. "Na początku nie było żadnego dziwnego hałasu, ale pod koniec jakiś niski głos powiedział, zagłuszając muzykę: 'To bardzo uprzejme ... ', a następnie: 'Powrócę'. Głos ten wydał mi się tak wyraźny i bliski, że przeszły mnie ciarki". Przez ciekawość przewinęła taśmę do końca, ale żaden inny dźwięk się nie pojawił. Po długiej chwili zastanowienia i rozważeniu wszystkich możliwych hipotez postanowiła przesłuchać taśmę jeszcze raz od początku. Znów usłyszała szepty, dziwne słowa i przeraźliwy krzyk. Rozmyślała nad tym wszystkim, nie zatrzymując taśmy, kiedy nagle, na końcu nagrania, tam, gdzie przed chwilą jeszcze nic nie było, usłyszała wyraźnie czyjś ciężki oddech, potem nastąpił moment ciszy, a następnie głos mężczyzny zawołał: "Luizo! Luizo ... ! Gdzie jesteś?". I znów cisza, przerywana kilkakrotnie przez odległe nawoływania i oddechy. Potem niespodziewanie zabrzmiał kobiecy głos, który krzyknął: "Dom jest niżej!". I wreszcie na koniec, po bardzo długim czasie, powrócił głos męski i stopniowo zanikając, powiedział: "Słuchajcie ... ! Słuchajcie ... ! Trzeba słuchać ... !". Następnego dnia Marie-Claude zaprosiła do siebie kuzyna i wspólnie dokonali nowych nagrań, pozostawiając włączony magnetofon na całą noc. Głos kobiecy powtórzył kilka razy bardzo wyraźnie: "Robik, Robik, mój malutki ... ". Wspomniany kuzyn miał na imię Robert, a "Robik" było czułym zdrobnieniem, jakiego używała jego matka. Robert rozpoznał jej głos. Inny znów głos wezwał Marie-Claude 69• Ta komunikacja, choć niedoskonała, zamieniła się na koniec w klasyczny przypadek: słowa umarłych skierowane do żyjących. Ale najdziwniejsza i najbardziej interesująca była dla nas pierwsza część: czyżby Marie-Claude zarejestrowała na magnetofonie utrwalone w atmosferze tego pokoju fragmenty rozmów z przeszłości? Opinię tę zdawałyby się potwierdzać wołania: "Luizo ... Luizo, gdzie jesteś?" i szczególnie przeraźliwe krzyki. A może magnetofon przypadkowo zarejestrował dialog, jaki istotnie odbył się w lutym 1968 roku ... ale między ludźmi dla nas niewidzialnymi i nie słyszalnymi, egzystującymi na innym poziomie życia? za tą interpretacją wydaje się przemawiać zakończenie nagranego dialogu. Stąd też zapewne okrzyk: "Dom jest niżej", jakby chodziło o istoty żyjące w innym wymiarze, które umówiły się na spotkanie w naszym i były zmuszone zharmonizować swoje wysiłki, aby odnaleźć wybrane miejsce. Ale czy naprawdę można dzisiaj uchwycić za pomocą różnych przyrządów obrazy i dźwięki z przeszłości? Czy chronowizor faktycznie działa, czy też udało nam się dokonać zajego pomocąjedynie kilku doświadczeń - przypadkowych i bez przyszłości? Czyż takimi osiągnięciami nie są również pierwsze bezpośrednie dialogi, otrzymane przez Billa O'Nei- " la? Nie umiem na to odpowiedzieć. Sądzę jednak, że tak czy owak wkrótce stanie się to rzeczywistością. Pierre Monnier zapowiadał nam już w 1919 roku, że niedługo zrozumiemy zjawisko tych fal. Prawdą jest, że w 1922 roku, bez odwoływania się szczególnie do tej dziedziny poszukiwań, wyjaśniał nam, w jaki sposób ten postęp się dokona: "Jest wśród nas wielu miłośników nauki, którzy w życiu ziemskim pracowali nad tym, aby zjawisko fal rozszyfrować, ujawnić, i którzy odtąd usiłują oświecić badaczy żyjących na ziemi; na tym polega ich rola, ich misja, a dla nich samych jest to niewymowną radością 70. Taką przypuszczalnie rolę odgrywa Constantin Raudive wobec moich przyjaciół z Luksemburga, Doc Nick czy George Milller wobec Billa O'Neila i George'a Meeka. Ale także zapewne wobec wielu innych badaczy, którzy sami nie wiedzą, skąd przychodzą im do głowy najgenialniejsze pomysły. Czytając uważnie Pierre'a Monniera, mamy wrażenie, że stoimy przed wielopłaszczyznową tajemnicą, wykraczającą daleko poza zwykłe obrazy przeszłości odbierane chronowizorem. Myślę tu o obiektywizacji wszystkich naszych myśli i uczuć i ich projekcji w postaci fal. Jest to szerokie zagadnienie, które omówimy w dalszej części książki. Na razie przytoczmy jeszcze jeden fragment "Listów Pierre'a"71. Pierre zwraca się cały czas do matki: "Jednym słowem, możesz przyjąć, że natężenie uczuciajest figurą mającą pewną formę, której jakość możesz odczuć i którą mógłbym określić jako 'duchowo trwałą'. I wcale nie jest niemożliwe nadanie temu uzewnętrznionemu odczuciu pewnego rodzaju ciała (wyobrażonego, a przecież realnego). Takie uczucie, które wydaje wam się zupełnie subiektywne, nie jest tak bardzo subiektywne, jak sądzicie, gdyż zwykle jesteście nieświadomi obiektywnej rzeczywistości waszego uczuciowego i psychicznego wymiaru. Niedługo nadejdzie dzień, w którym poznacie to, co moglibyście nazwać tworami waszych uczuć i myśli". Czy chronowizor mógłby kiedykolwiek pochwycić takie "twory"?

5. Telefony z zaświatów To jeszcze wcale nie koniec fascynujących zdarzeń.

18

Niezależnie od nadzwyczajnych uzdolnień, dzięki różnym urządzeniom mnożą się dowody na życie po śmierci. Od niedawna istnieją także innego rodzaju świadectwa. Są one mniej znane niż zjawisko transkomunikacji, nie można ich powtórzyć, przynajmniej na razie, ale są nie mniej spektakularne. To telefony otrzymywane z zaświatów. Jeden z szeroko znanych i dobrze potwierdzonych przypadków zdarzył się podczas pierwszej wojny światowej w rodzinie Pierre'a Monniera, niedługo po jego śmierci. "Telefon zadzwonił pod koniec posiłku i młoda kuzynka Pierre'a, Dagmar, podbiegła, aby odebrać. Podnosi słuchawkę i słyszy: 'Dagmar, to ja, Pierre! Powiedz mamie, że żyję'. I rozmowa się urywa. Dziewczyna wraca do stołu zupełnie wstrząśnięta. Opowiada, co usłyszała, i podkreśla, że doskonale rozpoznała głos Pierre'a". W tym czasie wszystkie rozmowy telefoniczne przechodziły jeszcze przez centralę. Pan Monnier, myśląc, że był to jakiś nieprzyjemny żart, połączył się natychmiast z centralą, ale odpowiedziano mu, że nikt nie prosił o połączenie z jego numerem. Wkrótce potem pojawiły się przekazy pismem automatycznym 72. Zjawisko to występuje o wiele częściej, niż myślimy. Zdarzyło się na przykład w domu Marcelle de Jouvenel, o czym wspomina Jean Prieur. A także u Monique Simonet, w sytuacji nieco odmiennej, jak sama opowiada o tym w swojej drugiej książce: "Tego samego dnia (24 stycznia 1984 roku), około godziny 13.30 zadzwoniłam powtórnie do dzieci, ot tak, by zamienić parę słów. Telefon odebrała Maude. Proszę ją, aby zawołała córkę, która jest na piętrze. Odeszła, by jej poszukać, aja, czekając przy aparacie, słyszę nagle z osłupieniem głos mojego ojca, który wykrzykuje wesoło: 'Witam wnuki!'. Głos jest dobrze rozpoznawalny, mimo iż zdanie zostaje wypowiedziane bardzo szybko - co jest zresztą stałą cechą transkomunikacji instrumentalnej. Mogłam to sprawdzić, gdyż rozmowę nagrywałam i nie ma żadnej pomyłki. Ton był szczególnie radosny" 73. Zjawisko to wydaje się dzisiaj rozpowszechniać, zwłaszcza wśród osób, które interesują się transkomunikacją. W swojej książce pani Simonet opisuje dwa inne przypadki, odnotowane przez jej korespondentów 74. Jednak badań temu poświęconych nie jest wiele. W Stanach Zjednoczonych w 1961 roku S. Ralph Harlow zasygnalizował dwa podobne przypadki w książce poświęconej różnym dowodom na życie po śmierci. Ale wspomina o nich jakby mimochodem, nie wdając się w szczegóły75. Scott Rogo i Raymond Bayless zgromadzili, po dwóch latach badań, siedemdziesiąt takich przypadków. Opublikowali tylko pięćdziesiąt, opisując okoliczności, w jakich się zdarzyły, i problemy techniczne, które stwarza ten rodzaj zjawisk 76. Telefon dzwoni jak zwykle. Podnosisz słuchawkę i nagle słyszysz głos, akcent, znajome wyrażenia matki, ojca lub dziecka, których "utraciliście" (lub uważaliście za utraconych) wczoraj, przed kilkoma dniami, miesiącami czy latami. Szok może być straszny. W taki właśnie sposób pewna matka, opłakująca od dwóch lat zmarłą córkę, usłyszała nagle jej głos; głos, który przypomniał jej znaną, powtarzającą się często sytuację: "Mamo, to ja, potrzebuję dwudziestu dolarów, by wrócić do domu". Matka upadła zemdlona obok telefonu 77• Trudno podać w wątpliwość tego typu zjawiska, gdyż w pewnych - choć, trzeba przyznać, bardzo nielicznych przypadkach zmarli udzielili przez telefon informacji, które potem się sprawdziły. To sprawia, że inne przypadki stają się bardzo prawdopodobne. I tak, aktorka Ida Lupino, mieszkająca podczas drugiej wojny światowej w Los Angeles, dostała telefon od. ojca zmarłego sześć miesięcy wcześniej. Wybuch bombyzniszczyłwłaśnie jej dom rodzinny w Londynie i rodzina znajdowała się w bardzo trudnej sytuacji, gdyż nie mogła wykazać się tytułem własności. Zmarły ojciec wskazał w bardzo precyzyjny sposób, gdzie schował te dokumenty w piwnicy. Po przekazaniu informacji do Londynu jej bliscy z łatwością odszukali papiery i zdołali uporządkować sprawy. Przyjaciółka aktorki, pani Pendleton, była obecna przy tej rozmowie telefonicznej i potwierdziła prawdziwość całego zdarzenia 78. Podobne fakty są jeszcze mało znane z różnych powodów. Ci, którym się to przydarza, nie mają odwagi o tym mówić, by nie potraktowano ich jak chorych na umyśle. Nie wiedząc, że zdarzyło się to również innym, zaczynają
View more...

Comments

Copyright ©2017 KUPDF Inc.
SUPPORT KUPDF